Kolejny dzień rywalizacji na znanych z Dakaru argentyńskich bezdrożach przyniósł problemy z nawigacją i dostarczył uczestnikom mocnych wrażeń.
Zawodnicy startowali parami. Rafał Sonik ruszył na odcinek specjalny z reprezentantem gospodarzy Marcelo Fernandezem. Argentyńczyk zapowiadał, że od początku zamierza jechać szybko, i ta brawura okazała się zgubna.
– Kilka kilometrów po starcie zobaczyłem, jak 400 metrów przede mną Marcelo roluje z quadem. Natychmiast się zatrzymałem. Pojazd był kompletnie zniszczony, a Marcelo leżał nieprzytomny i nie dało się z nim nawiązać kontaktu. Nacisnąłem przycisk bezpieczeństwa, wzywając śmigłowiec, i zatrzymałem miejscowych zawodników. Bez znajomości języka nie mogłem więcej pomóc, więc powiedzieli, żebym jechał dalej. Mam nadzieję, że nie stało mu się nic poważnego, bo wypadek wyglądał bardzo groźnie – przyznał polski kierowca.
Sonik przekonuje, że największym wyzwaniem na trasie drugiego etapu było zapanowanie nad nawigacją.
– Momentami musieliśmy się zatrzymywać, by odnaleźć właściwy kierunek dalszej jazdy. Z tego powodu nie dało się jechać ani szybko, ani płynnie. Kilka razy spotkaliśmy się w jednym miejscu z całą grupą zawodników na quadach i motocyklach. Stawka rozciągała się i zwijała niczym harmonia – opowiadał obrońca Pucharu Świata.