Rafał Sonik ukończył rywalizację na Saharze na trzecim miejscu. Ostatniego dnia dał się złapać w kolejną pułapkę nawigacyjną, zgłosił błąd roadbooka organizatorom, ale w chwili zamykania tego wydania gazety nie było wiadomo, czy zostało ono uwzględnione.
– Oczywiście, jak każdy sportowiec z ambicjami celowałem w złoty medal i siódme trofeum, ale w perspektywie tego, co przeżyłem w tym sezonie, czuję satysfakcję. Ósme podium w karierze smakuje równie dobrze jak zwycięstwo – mówił obrońca trofeum za metą rajdu.
Sonik przyznaje, że szanse na zmianę w klasyfikacji były minimalne, ale zaznacza, że poddawać się nigdy nie wolno. Przypomina, że w Katarze, gdy jechał ślimaczym tempem przez pustynię z pękniętą ośką, był przekonany, iż Alexis Hernandez zabrał mu wygraną. – Tymczasem Peruwiańczyk też miał poważną awarię i zwyciężyłem. Gdybym wtedy odpuścił, nie zapracowałbym na podium klasyfikacji generalnej – zauważa krakowianin, nie kryjąc radości, że mimo różnicy w sprzęcie był w stanie nawiązać wyrównaną walkę z Keesem Koolenem.
– Holender dysponuje wręcz kosmicznym quadem, który budował ze swoim zespołem przez kilka ostatnich lat i który udało mu się homologować. Sezon pokazał, że choć ma on zdecydowanie większe możliwości i lepsze osiągi, mogę z nim konkurować. Muszę tylko być w pełni sił. Niestety, w Ameryce Południowej zmagałem się z kontuzjowanym kolanem, a potem złamaną kością w stawie skokowym. Te kontuzje pokrzyżowały mi plany, ale i tak czuję satysfakcję, że nie dałem się złamać bólowi. Nic tak nie cieszy, jak moment, w którym po raz kolejny przesuwamy granicę swoich możliwości – podkreśla zwycięzca Dakaru 2015.
Drugie miejsce w klasie samochodów zapewnił sobie w Maroku Jakub Przygoński. Kierowcy aut mają przed sobą jeszcze rajd Baja Portalegre 500, ale do zdobycia pozostało tylko 30 pkt. Przygoński ma bezpieczną przewagę nad drugim z Polaków Aronem Domżałą, nie zdoła jednak wyprzedzić Katarczyka Nassera al-Attiyaha, który triumfował na Saharze trzeci raz z rzędu.