Monika Pyrek: Tęsknimy za sobą

Wicemistrzyni świata w skoku o tyczce Monika Pyrek o sportowcach w stanie zawieszenia.

Publikacja: 23.04.2020 21:00

Już słychać głosy, że przełożone na przyszły rok igrzyska w Tokio też są niepewne. Ile można trenowa

Już słychać głosy, że przełożone na przyszły rok igrzyska w Tokio też są niepewne. Ile można trenować, nie wiedząc, kiedy będą zawody?

Foto: fot. TVP/PAP/IRENEUSZ SOBIESZCZUK

Jak upłynął pani pierwszy miesiąc narodowej kwarantanny?

Bardzo szybko i intensywnie. Wiem, że większości osób się dłuży, ale u mnie działo się dużo. Zamknięcie szkół sprawiło, że musiałam zawiesić projekty w swojej fundacji i przenieść je na jesień. Połączenie tego z opieką nad dwójką dzieci, w tym jednym w wieku szkolnym, okazało się nie lada wyzwaniem. Zawsze szanowałam nauczycieli, a teraz ich wysiłki doceniam jeszcze bardziej.

Zyskała pani nowe umiejętności pedagogiczne?

Musiałam dokopać się do wiedzy, którą zamknęłam na klucz w ostatniej szufladce mojej głowy. To, co nam wydaje się oczywiste, dla dziecka rozpoczynającego edukację takie nie jest. Tłumaczenie w logiczny, przystępny sposób wymaga ogromnej cierpliwości. Jak starszy syn chodził do szkoły, nie przywiązywałam do tego wagi. Nie było potrzeby, bo nigdy nie miał żadnych problemów. Teraz widzę, co można jeszcze poprawić, i obserwuję postępy z dnia na dzień. Wyzwaniem są prace plastyczne. Musiałam sięgnąć głęboko do wyobraźni, by wykonać kurczaczka z płatków kosmetycznych.

Zrobiła pani coś, na co wcześniej nie było czasu?

Niestety nie. Przeczytałam szybko jedną książkę. Ale już wszystkich okien na święta umyć nie zdążyłam. Posiadamy ogród, więc nie możemy narzekać. Jest gdzie wyjść i się pobawić. Wymyślam różne sportowe zadania, ale ostatnio syn nas zaskoczył, zwabił podstępem do ogrodu, gdzie zorganizował nam wyścig rodziców. Na szczęście tata dał wygrać mamie.

Niektórzy porównują obecną sytuację do tego, co wydarzyło się po katastrofie w Czarnobylu. Zachowała pani jakieś wspomnienia z tamtego okresu?

Byłam zbyt mała. Pamiętam tylko panikę. Mam wrażenie, że moje wizje są wyolbrzymione. Może wynika to z tego, że oglądając obrazy stamtąd, wyobraźnia podpowiadała mi, że dzieje się to u nas. Czarnobyl mógł mieć jednak wpływ na moje zdrowie. Jak wiele osób z mojego pokolenia mam problemy z tarczycą - choruję na Hashimoto.

Choroba sprawia, że strach przed koronawirusem jest większy?

Z tyłu głowy zawsze jest myśl, że mogę się zarazić i nie wiadomo, jak zachowa się mój organizm. Z jednej strony chciałabym już to przejść, zyskać przeciwciała, by już się nie martwić. Z drugiej - czekam na szczepionkę, bo wydaje mi się, że będzie to lek na całe zło, nie tylko na chorobę, ale na ratowanie gospodarki i powrót do normalności. Chciałabym jak najszybciej zająć się swoimi projektami, ale nikt jeszcze nie wie, w jakiej formie będzie to możliwe. Tęsknimy za sobą, ale jednocześnie się od siebie oddalamy. Na ulicy przed sobą uciekamy, podejrzewamy każdego, to straszne. Dla mnie to szczególnie trudne do zniesienia, bo lubię ludzi, lubię z nimi przebywać, rozmawiać, a przede wszystkim ich słuchać. Brakuje mi spotkań z przyjaciółmi i rodziną. Moja mama z reguły jest z nami. Przed wprowadzeniem wszystkich obostrzeń wyjechała na chwilę do Gdyni, by pozałatwiać swoje sprawy, i już nie wróciła. Siedzi tam sama, bardzo nad tym ubolewam, ale nie chcieliśmy ryzykować.

Sportowcom, przyzwyczajonym do życia w kieracie, łatwiej znieść izolację?

Pomaga fakt, że potrafimy się błyskawicznie dostosować do nowych okoliczności. Jesteśmy nauczeni działania projektowego, przechodzenia od jednego celu do kolejnego. Problem pojawia się, gdy tego celu zaczyna brakować. Już słychać głosy, że przełożone na przyszły rok igrzyska w Tokio też są niepewne. Ten rodzaj zawieszenia jest dla sportowca ciężki. Ile można trenować, nie wiedząc, kiedy będą zawody? Ciągle mówi się, że w tym roku będą jeszcze mistrzostwa Europy. Jeżeli za kilka miesięcy wszystko wróci do normy, to sezon halowy w lekkiej atletyce będzie oblegany. Ludzie zatęsknią za rywalizacją.

Ile trwała pani najdłuższa przerwa od sportu?

W 2010 roku, po sezonie halowym, doznałam kontuzji. Próbowałam ostatkiem sił zakwalifikować się na mistrzostwa Europy w Barcelonie, ale pokonał mnie ból i podupadłam mentalnie. Zaczęłam bać się skakać, ciążyła mi presja. W lipcu wystartowałam na mistrzostwach Polski, a potem miałam prawie półroczną przerwę od treningów. Formy jednak nie traciłam, bo przyszła propozycja z „Tańca z Gwiazdami”. Psycholog przekonał mnie, bym sprawdziła się w innej dziedzinie, odpoczęła od lekkiej atletyki. Zadziałało. Gdyby nie to, nie wiem, czy bym wróciła do skakania.

W internecie pełno jest przykładów, jak wykorzystać przestrzeń domową do treningu. Renaud Lavillenie i Piotr Lisek skaczą we własnych ogrodach, ale nie każdy ma do tego warunki. Jak zamknięty w czterech ścianach tyczkarz może zadbać o formę?

W naszym przypadku jest to bardzo trudne. Bez tyczki, zeskoku, materaca, drążka nie da się zrobić żadnych specjalistycznych ćwiczeń. Pozostaje tylko trening ogólny. Kreatywni mają łatwiej. Lavillenie wzbudził we mnie podziw, gdy zamiast sztangi podnosił opony. Nie można zakładać, że wszyscy na tym stracimy. Dla niektórych ten moment oddechu może być zbawienny. Zyskają ci, którzy mieli niezaleczone kontuzje i przed igrzyskami będą mogli zrobić pełen cykl treningowy. Są też jednak tacy jak Armand Duplantis. W hali miał sezon życia, na stadionie nie będzie mu dane tego powtórzyć. Oby nie podzielił losu zawodników, którzy po jednym świetnym roku startów gdzieś przepadli. Przełożenie igrzysk przeżywają również zawodnicy, którzy są u schyłku kariery i chcieli zejść ze sceny podczas tak dużej imprezy. Ciekawe, jak będzie z kwalifikacjami, gdyby igrzyska trzeba było znów przesunąć.

Zyskają też niestety dopingowicze, którym w pierwszej połowie przyszłego roku kończą się dyskwalifikacje...

WADA będzie musiała się zmierzyć z ogromnym problemem. Także ze względu na zamknięcie granic. Do mnie, do Szczecina przyjeżdżali zwykle kontrolerzy z Niemiec, Czech lub Szwecji, rzadko kiedy odwiedzała mnie polska komisja. Badania nie znikną, ale będą je wykonywać krajowe laboratoria. Historia pokazała jednak, że niektóre z nich mają za nic przepisy WADA. Pojawia się zagrożenie dla czystości sportu. Mam nadzieję, że przez epidemię dostęp do środków dopingujących jest trudniejszy i że ci ludzie w końcu się opamiętają.

Co sądzi pani o zdalnych kontrolach testowanych właśnie przez Amerykanów?

A na czym to polega?

Wezwany do badania zawodnik łączy się z kontrolerem za pomocą aplikacji w telefonie. Pokazuje, że jest sam w łazience, poza kamerą oddaje mocz, a już na oczach kontrolera mierzy jego temperaturę. Następnie, także przed kamerą, specjalnym urządzeniem pobiera sobie krew. Próbki zabezpiecza i wysyła.

Dobrze, że szuka się nowych sposobów na ściganie oszustów, ale jaką mamy pewność, że ktoś nie przechwyci obrazu? Taka sytuacja przydarzyła się ostatnio brytyjskiej tyczkarce Holly Bleasdale. Prowadziła na żywo ćwiczenia, włamali się hakerzy i przez jej kanał podawane były niestosowne treści. W imię walki z dopingiem godzimy się na ingerencję w naszą prywatność. Kontrolerzy mogą zapukać do nas w każdej chwili. Musimy być przy nich w łazience i oddać próbkę. To jest już dość duże pozbawienie intymności.

Ruszył proces odmrażania gospodarki. Otwarte mają zostać też Centralne Ośrodki Sportu. Skoszarowanie tam sportowców to dobry pomysł?

Chciałabym wierzyć, że się uda. To jedna z szans na powrót do normalności. Wszyscy sportowcy mają zostać przebadani, boję się tylko o organizację życia wewnątrz. Ktoś musi obsługiwać ten obiekt, wydawać sprzęt sportowy, sprzątać, gotować. Ale skoro pojawiła się taka sugestia, to pewnie są już na to przygotowani.

Dyrektorzy obiektów zapewniają, że sportowcy będą bezpieczni, ale nie wszyscy zamierzają z tego zaproszenia skorzystać. Adam Kszczot i Marcin Lewandowski, którzy mają małe dzieci, nie chcą ryzykować i wolą trenować w domach.

Biegacze nie potrzebują Spały czy Cetniewa. Potrzebują lasu do wybiegania kilometrów. Jeżeli wkrótce zostaną otwarte stadiony miejskie, mogą zrobić tam trening szybkościowy. Ale dla przedstawicieli konkurencji technicznych otwarcie ośrodków może być zbawieniem.

Wyobraża pani sobie igrzyska bez publiczności albo z ograniczoną liczbą widzów?

Zachowanie odstępów będzie trudne, a bez kibiców cała idea olimpijska traci sens. Może to będzie czas przewartościowania, może te igrzyska staną się symboliczne, może zwolnimy i znów zaczniemy się troszczyć o kontakty międzyludzkie? Z drugiej strony może przyspieszy rozwój technologii? W NBA niektóre mecze już są pokazywane w wirtualnej rzeczywistości, ma się wrażenie, jakby siedziało się w pierwszym rzędzie, o czym większość osób może tylko pomarzyć.

Pani zdarzało się startować przy pustych trybunach?

Przeglądałam ostatnio moje archiwa i przypomniał mi się Puchar Europy w Maladze, gdzie na trybunie, przed którą skakałam, było może z pięć osób. Panował wtedy straszny upał, rywalizowaliśmy po słonecznej stronie i wszyscy uciekli w poszukiwaniu cienia. Mimo takich okoliczności, skoczyłam 4,75 i pobiłam rekord zawodów.

Trudno w czasach epidemii wyobrazić sobie wioskę olimpijską...

Trzeba by zmienić całkowicie organizację, wprowadzić zabezpieczenia na najwyższym poziomie, na przykład oddzielne stołówki dla każdej reprezentacji. I oczywiście robić na bieżąco testy.

Nadchodzi recesja, wszyscy dostaną po kieszeni. Sport ma szansę wrócić do korzeni?

To bardzo trudne pytanie. Może się okazać, że klasyczne dyscypliny olimpijskie staną się bardziej atrakcyjne dla widzów i sponsorów. Może ze względu na ich historię i znaczenie będzie większa wola, by je ratować. Kto wie, czy rykoszetem nie oberwą dyscypliny bardzo popularne jak piłka nożna, gdzie już obniża się zarobki zawodników. Ale równie dobrze może być tak, że gorsze czasy przyjdą dla wszystkich.

Lekkoatletyka się zmieni?

Nie mam pojęcia. Może trzeba będzie ograniczyć liczbę konkurencji podczas mityngów? Chcieliśmy, żeby każda z nich miała swoje miejsce w programie, cierpieliśmy, że mityngi są za długie i przez to nie tak atrakcyjne dla telewizji, ale byliśmy solidarni. Być może koronawirus przyspieszy zmiany.

Prowadzi pani fundację. Zapowiadany kryzys spowoduje, że będzie teraz trudniej o środki na stypendia?

Jak na razie program stypendialny "Skok w marzenia" jest kontynuowany, zaraz ogłaszamy nabór. Mamy zapewnienia od naszego partnera, firmy Netto, że nadal chce wspierać młodych sportowców. To ważne, zwłaszcza w sytuacji, gdy trenowanie stało się dużym wyzwaniem. Na jesień przenieśliśmy nasz drugi duży projekt - Kinder Joy of Moving Alternatywne lekcje wf, w którym w ciągu roku brało udział prawie 12 tys. dzieci. Na początku roku zdążyliśmy zrobić jeden "Monika Pyrek Camp" w Szczecinie. Wzięło w nim udział 350 dzieci z klas I-III. Myślimy nad projektem w sieci.

Jeszcze będzie normalnie?

Jeszcze będzie przepięknie. Mam nadzieję, że sport w tym pomoże. W mediach społecznościowych widzę, że sporo osób trenuje. Może ten okres kwarantanny i izolacji okaże się bodźcem do ruszenia z kanapy i do kontynuowania swojej sportowej drogi także po epidemii. Zaczęliśmy częściej wkładać dresy, więc zróbmy z nich użytek.

 

Lekkoatletyka
Orlen Cup nadzieją na rekordy. Polacy dużo chcą, ale niczego nie obiecują
Lekkoatletyka
Lekkoatletyczny gwiazdozbiór już w sobotę w Łodzi. Czas na ORLEN Cup 2025!
Lekkoatletyka
Copernicus Cup. Gwiazdy wystąpią w Toruniu
Lekkoatletyka
Orlen Cup. Natalia Bukowiecka zmienia dystans, zmierzy się z Ewą Swobodą
Lekkoatletyka
„Gwiazdy kontra gwiazdy”. Mistrzowskie pojedynki na Orlen Cup 2025