Po rekordzie Bolta: święto bez pytań

Jamajka ma jednego sprintera nie z tej ziemi, kilkoro znakomitych i kłopoty z dopingową wiarygodnością

Publikacja: 17.08.2009 22:22

Usain Bolt

Usain Bolt

Foto: Fotorzepa, Roman Bosiacki

W 1968 roku w Meksyku Amerykanin Jim Hines przebiegł w olimpijskim finale 100 m w 9,95 s. Po raz pierwszy mierzono mu czas elektronicznie. Poprawienie tego rekordu o 0,11 sekundy zajęło sprinterom 28 lat. Donovan Bailey, też z pochodzenia Jamajczyk, uzyskał 9,84 w 1996 roku. Usainowi Boltowi taki sam skok zajął 12 miesięcy.

W Berlinie świat dostał odpowiedź na pytanie, które często zadawano w Pekinie: jak szybko człowiek błyskawica potrafi pobiec bez tych wszystkich luzackich popisów przed metą. Odpowiedź jest przykra dla rywali Bolta.

Jak on i inni Jamajczycy to robią? Rok temu po finale 100 m w podziemiach stadionu olimpijskiego biegał między dziennikarzami siwowłosy doktor Herb Elliot, szef medyczny drużyny Jamajki i członek komisji antydopingowej MKOl. Biegał i krzyczał: – Przyjeżdżajcie i zobaczcie nasz program szkolenia! Sprawdzajcie, nie mamy nic do ukrycia!

Niektórzy pojechali i zobaczyli. Jeśli byli gośćmi prezesa Jamajskiej Federacji Lekkiej Atletyki (JAAA) Howarda Arisa, to ujrzeli szkoły na prowincji, w których mali Usainowie Boltowie trenowali na trawiastych bieżniach. Zobaczyli stadion w Kingston i centrum sportowe z pomnikiem Boba Marleya oraz Racers Track Club, w którym ćwiczy rekordzista świata. Jeśli chcieli odwiedzić Asafę Powella, jechali do prywatnego klubu Maximising Velocity and Power, w skrócie MVP, który powstał w 1999 roku w Kingston, by zatrzymać zdolnych młodych ludzi na wyspie. Podstawą jest system podobny do amerykańskiego – klub działa przy uczelni wyższej UTech, sportowcy są studentami.

Sukces w Pekinie trochę pomógł jamajskiemu sportowi. Były na wyspie trzy bieżnie z nawierzchnią Mondo, są cztery, pojawili się nowi trenerzy. Dzieciaki rzeczywiście chcą być jak Bolt. Wizyty na Jamajce nie przekonały jednak nikogo, że nagły wysyp wielkich sprinterów w małym kraju to skutek kilku zmian organizacyjnych.

Jamajski sport sam zadbał o to, żeby mu nie wierzyć. Stąd wyjechał w świat Ben Johnson, dopingowy wzorzec lat 80., po Benie niemowie przyłapano wygadanego Linforda Christie i babcię sprintu Merlene Ottey. Jamajczykiem jest trener Trevor Graham, którego działania ujawniła wpadka firmy Balco. Wciąż nie wiadomo, dlaczego Jamajska Komisja Antydopingowa (JADCO), która formalnie powstała w 2005 roku, dopiero w styczniu 2008 roku zaczęła określać ramy swej działalności i zakres współpracy z regionalnymi i światowymi odpowiednikami.

Dr Elliot nie wyjaśnił, dlaczego w roku olimpijskim sportowcy Jamajki przeszli tylko 96 testów (zaledwie sześć w okresie treningowym), i nie powie, czemu dopiero w styczniu 2009 roku władze JADCO zaczęły mówić o własnym pobieraniu próbek. I dlaczego szefową agencji została córka ministra pracy.

Boltomania przykrywa głęboki podział w jamajskiej lekkoatletyce. Z jednej strony jest popierany przez rząd i federację klub Usaina Bolta, wzmacniany od lat przez głównego sponsora reprezentacji – firmę Puma. Glen Mills, trener rekordzisty, choć jeszcze rok temu kończył odsiadkę w więzieniu z powodu oszustw finansowych, jest krajowym szefem szkolenia sprintów.

Z drugiej jest klub MVP, w którym najważniejsza postać to niepokorny trener Steven Francis, który oprócz Powella prowadzi dwie mistrzynie olimpijskie z Pekinu i grupę innych zdolnych lekkoatletów. Wszyscy startują w barwach Nike. Francis nie ceni Millsa, nie lubi Arisa. Nie chce ich wpływów w swoim klubie, nie chce słyszeć, że Powell powinien zmienić trenera.

Dopingowa wpadka piątki jamajskich sprinterów trzy tygodnie przed startem w Berlinie zamieniła się po przesłuchaniach w JADCO w szybkie ułaskawienia. Trop prowadził do grupy Millsa, więc nie dziwi, że w tej sprawie nagłe zebranie zwołał premier. Ciąg dalszy ma nastąpić, bo IAAF ma pewne wątpliwości. Parę dni później szóstka z grupy Francisa omal nie została wykluczona z mistrzostw za nieobecność na ostatnim obozie treningowym. Pomogła dopiero stanowcza interwencja działaczy IAAF. W królestwie sprintu dzieje się źle, lecz skoro Bolt bije rekordy, nie wszystkim chce się o tym głośno mówić. W Berlinie też nie ma presji na wytykanie Jamajczykom konfliktów i nadmiaru szybkości. Jest zabawa, są wspólne zdjęcia z każdym, kto ma ciemną skórę i jamajską flagę. Na Alexanderplatz położono zielono-żołtą bieżnię. Można pobiec na 20 m, dokupić za 20 euro jamajski podkoszulek oraz nowość: wycięte z poliuretanowej grubej pianki żółte męskie ramiona rozłożone w geście „Błyskawicy“. Z szelkami do noszenia na plecach.

[i]Krzysztof Rawa z Berlina [/i]

W 1968 roku w Meksyku Amerykanin Jim Hines przebiegł w olimpijskim finale 100 m w 9,95 s. Po raz pierwszy mierzono mu czas elektronicznie. Poprawienie tego rekordu o 0,11 sekundy zajęło sprinterom 28 lat. Donovan Bailey, też z pochodzenia Jamajczyk, uzyskał 9,84 w 1996 roku. Usainowi Boltowi taki sam skok zajął 12 miesięcy.

W Berlinie świat dostał odpowiedź na pytanie, które często zadawano w Pekinie: jak szybko człowiek błyskawica potrafi pobiec bez tych wszystkich luzackich popisów przed metą. Odpowiedź jest przykra dla rywali Bolta.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Patronat "Rzeczpospolitej"
To idzie młodość! Promocja aktywności fizycznej podczas Korzeniowski Warsaw Race Walking Cup
Patornat "Rzeczpospolitej"
Zbliża się 26. Bieg po Nowe Życie
Patronat "Rzeczpospolitej"
Pomagaj, biegając! Znamy datę startu zapisów do Poland Business Run 2025
Lekkoatletyka
Korzeniowski Warsaw Race Walking Cup na nowej trasie