Liczenie zarobków Jamajczyka zaczęło się w 2009 roku po MŚ w Berlinie. Mistrz i rekordzista świata otrzymał w stolicy Niemiec czeki na 320 tys. dolarów (dwa razy po 60 tys. za złote medale i dwa razy po 100 tys. za rekordy). Jego agent twierdził wówczas, że sprinter wkrótce zacznie zarabiać 10 mln dolarów rocznie. Zarabia? Lekkoatleci mają kilka źródeł dochodów: opłaty za pojawienie się na mityngu, premie za zwycięstwa i dobre wyniki, kontrakty z producentami obuwia i ubiorów sportowych, wsparcie od sponsorów własnych federacji lekkoatletycznych i komitetów olimpijskich oraz indywidualne umowy z firmami promującymi się poprzez sport.

Sprinty są uprzywilejowane, bo od lat nie ma lepszej reklamy niż widok mistrza z logo Pumy wbiegającego na metę królewskiego biegu na 100 m przed tymi w barwach Adidasa czy Nike. Jamajski geniusz sprintu i autopromocji rzeczywiście wyznaczył nowe granice w dziedzinie opłat za start: od 250 tys. do nawet 500 tys. dolarów w szczególnych przypadkach, w zależności od miejsca i czasu. Wydatek działaczy w Sztokholmie mieści się w cenniku mistrza.

Dochody sponsorskie Bolta ocenia się na 1,5 mln dol. rocznie z kontraktu z Pumą, ok. 1,8 mln daje mu związek z Digicelem – karaibskim operatorem komórkowym, szczegółów umowy z producentem napoju Gatorade nie ujawniono. Inne dochody też ma znaczące, np. 200 – 400 tys. dol. za chińską wersję blogu na jednym z portali internetowych.

Nagroda za zwycięstwo w mityngu Diamentowej Ligi (10 tys. dol.), a nawet za końcowy sukces w cyklu (40 tys.) albo w Światowym Finale Lekkoatletycznym (30 tys.) nie jest znaczącą pozycją w bilansie rekordzisty świata. W sumie Usain Bolt wyceniany jest na 5 – 6 mln dolarów przychodu rocznie, co po uwzględnieniu podatków (Ministerstwo Finansów Jamajki podkreśla, że płaci je corocznie w ojczyźnie) oraz opłat dla pośredników i agentów wypada znacznie mniej efektownie niż zyski kierowców Formuły 1, najlepszych golfistów, koszykarzy NBA, piłkarzy, tenisistów, gwiazd baseballu i kilku wielkich bokserów.

Jamajski mistrz i tak jest na szczycie lekkoatletycznej piramidy dochodów. Jego główni rywale dostają znacznie mniej. Asafa Powell w szczycie formy mógł żądać 100 tys. dolarów za pojawienie się na europejskim mityngu. Tyson Gay też nie przekraczał tej kwoty.

W USA lekkoatleci nie są dziś rozpieszczani, kontrakty sponsorskie rzadko przekraczają 50 tys. dolarów rocznie. Bolt i tak pomaga wszystkim sprinterom, bo najkrótsze biegi są teraz najchętniej oglądane. Zyskały też kobiety – mistrzyni olimpijska Veronica Campbell-Brown z Jamajki mogła po Pekinie żądać 30 – 50 tys. dol. za wyjście na start.

Dobry sprinter nie może zatem narzekać, ale gdy widzi zarobki Manny'ego Pacquiao lub Lewisa Hamiltona, czuje zapewne to samo co zwykły Polak czytający o biegu