Wszechrosyjska Federacja Lekkoatletyczna (RusAF) musi do końca miesiąca przelać na konto World Athletics 5 mln dolarów. To kara za łamanie przepisów antydopingowych oraz cena za dopuszczenie najlepszych rosyjskich zawodników do startów międzynarodowych. Wiceprezes RusAF Eduard Biezugłow przyznaje, że federacja takich pieniędzy nie ma. – Może na zapłatę grzywny będzie stać rząd albo jakiegoś bogatego mecenasa – mówi cytowany przez serwis sport.ru.
Biezugłow rozkłada ręce, a sportowcy mogą stracić nie tylko najbliższy sezon, ale także przełożone na przyszły rok igrzyska olimpijskie w Tokio. Medaliści mistrzostw świata – Maria Lasitskene (złoto, skok wzwyż) i Anżelika Sidorowa (złoto, skok o tyczce) oraz Siergiej Szubienkow (srebro, 110 m przez płotki) – już dwa tygodnie temu apelowali do władz RusAF o reakcję i przestrzegali, że jej brak grozi definitywnym wykluczeniem Rosji i jej zawodników ze struktur światowej federacji.
List, który sportowcy opublikowali w mediach społecznościowych, nic nie zmienił. Przelewu jak nie było, tak nie ma, a World Athletics odmówiła Rosjanom wydłużenia terminu płatności.
– Potwierdzam, że otrzymaliśmy taką prośbę, ale nie przewidujemy żadnych zmian w zakresie sankcji – odpowiada rzecznik prasowy światowej federacji Nicole Jeffery.
Pełny wymiar kary to 10 milionów dolarów, ale World Athletics w marcowym wyroku zgodziła się zawiesić połowę grzywny pod warunkiem, że Rosjanie zapłacą terminowo, tj. do 1 lipca. Opóźnienie nie tylko zrujnuje plany sportowców, ale i dodatkowo obciąży też kasę RusAF.