Po mistrzostwach świata w lekkoatletyce

Po mistrzostwach w Daegu światu pozostał jeszcze szerszy uśmiech Bolta, a nam niepokój, co będzie na igrzyskach

Aktualizacja: 05.09.2011 17:14 Publikacja: 05.09.2011 17:08

Usain Bolt

Usain Bolt

Foto: AFP

Korespondencja z Daegu

Zawody się skończyły, ale bannerów powitalnych i pożegnalnych jeszcze w Daegu nikt nie zwija. Kto chciał, to mógł w poniedziałek jechać na stadion, biuro prasowe żyło, choć na zwolnionych obrotach, ale policja, ogrodzenia, namioty i bramki zniknęły, wróciła codzienność, a z nią w końcu lunął azjatycki deszcz.

W metrze jeszcze widać zaproszenia na trybuny, w mieście na ścianach wieżowców i słupach oświetleniowych wciąż napinają mięśnie Liu Xiang, Jelena Isinbajewa, David Oliver, Asafa Powell, Daron Robles i na szczęście Usain Bolt oraz maskotka Sarbi, by nie oglądać wyłącznie galerii przegranych.

Może i dobrze, że sprzątanie jest powolne, bo prawdziwe rozliczenie z mistrzostwami nastąpi dopiero wtedy, gdy akredytowane przez WADA laboratorium w Lozannie poda wyniki badań próbek krwi uczestników. Jak obiecywano, pobierano je od 18 sierpnia od wszystkich sportowców, plan (łącznie 1848 sztuk) wykonano 3 września. Na rezultaty badań 500 standardowych próbek moczu z czasu rywalizacji też wypada poczekać, te powinny być znane szybciej, bo pracuje nad nimi laboratorium w Seulu.

O dopingu w mistrzostwach mówiono mało, bo poza jednym rekordem świata i dwoma rekordami mistrzostw świata (oraz jednym wyrównanym) nikt na nadzwyczajne wyniki się nie porywał. Jednak widok Tatiany Łysenko, Yohana Blake'a czy Andrieja Michniewicza na podium czy Dwaine'a Chambersa na bieżni przypominał dawne grzechy lekkoatletów, nakazywał i nakazuje mieć wątpliwości, nawet w czasach masowych kontroli.

Przewodniczący Lamine Diack podsumowując imprezę nie mówił przesadnie dużo o osiągnięciach sportowców. Zaczął od klasycznej frazy: „To były doskonałe mistrzostwa" i uzasadnił zdaniem: „Traktowani byliśmy po królewsku". Traktowanie Rodziny IAAF po królewsku rzeczywiście może być niezłym miernikiem jakości zawodów, o ile lekkoatleci nie schrzanią sprawy. Dzięki Boltowi jakoś się udało, ale mistrzostwa sportowo nie były nadzwyczajne i do tego trzeba przywyknąć. Tych, którzy widzieli poprzednie imprezy martwiło, że ważne stawały się wybory miss zawodów, „klątwa okładki" (reguła, że kto był na okładce codziennego programu zawodów, ten przegrywał – nawet gdy nie działała, ekscytowała niektórych), tańce zwycięzców i fryzury pokonanych, rocznice starych rekordów świata i teorie spiskowe dotyczące falstartu Bolta.

Wbrew gwałtownie rozbudzonym oczekiwaniom mistrzostwa nie przyniosły zmiany reguł dyskwalifikacji po falstarcie, choć przez chwilę wydawało się, że przypadek wypadek rekordzisty świata będzie miał dużą siłę rażenia. Nie miał, działacze IAAF jednogłośnie uznali, że przepis jest dobry i pozostanie na lata. Ta konsekwencja wydaje się mieć sens.

Dzielny Usain został twarzą imprezy, lecz przodownikiem pracy, a właściwie przodownicą powinna zostać ogłoszona Amerykanka Allyson Felix, która skutecznie harowała na cztery medale, dwa złote w sztafetach oraz srebrny na 200 i brązowy na 400 m.

Lamine Diack i kompania pochwalili się dobrymi wskaźnikami oglądalności telewizyjnej i z optymizmem patrzą w przyszłość. Widzą ją, trudno nie zauważyć – wciąż na wschodzie, bliższym i dalszym. Miejmy nadzieję, że nie tylko ze względu na przyzwyczajenie do królewskiej obsługi działaczy. Następne mistrzostwa pojadą do Moskwy, a w 2015 roku do Pekinu. W listopadzie rozstrzygnie się, czy w 2017 roku lekkoatleci będą walczyć w stolicy Kataru, czy w Londynie. Barcelona zrezygnowała ze składania oferty. W tej jasnej przyszłości na wschodzie jest też miejsce dla Polski – Sopot ubiega się o organizację halowych mistrzostw świata w 2014 roku i wygląda na to, że nie ma konkurencji.

Podsumowanie polskiego startu przejdzie teraz do gabinetów ministerstwa sportu. Jak było, każdy widział. Z jednej strony złoty medal i odrodzenie tyczki męskiej oraz parę obiecujących wyników młodszej części reprezentacji, z drugiej bardzo bolesne porażki starszych mistrzyń i mistrzów. Prezes PZLA Jerzy Skucha powtarzał, że choć dostrzega złe strony zagłaskiwania najlepszych, to nawet ci pokonani na rok przed igrzyskami nie zostaną bez wsparcia. Nie ten czas. Jednak sprawa nie rozpłynie się bez śladu. Klub Londyn 2012 zapewne da sportowcom pieniądze na przygotowania olimpijskie, ale wynagrodzenie trenerów się zmniejszy. Zgodnie z przepisami trenerzy medalistów dostają rozłożone na miesięczne raty premie, całkiem solidne w rocznej skali. Nie ma medali, nie ma pieniędzy. Wychodzi na to, że sportowiec zawinił, a skutki poniesie ktoś inny.

Korespondencja z Daegu

Zawody się skończyły, ale bannerów powitalnych i pożegnalnych jeszcze w Daegu nikt nie zwija. Kto chciał, to mógł w poniedziałek jechać na stadion, biuro prasowe żyło, choć na zwolnionych obrotach, ale policja, ogrodzenia, namioty i bramki zniknęły, wróciła codzienność, a z nią w końcu lunął azjatycki deszcz.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Lekkoatletyka
Justyna Święty-Ersetic: Umiem obsłużyć broń. Życie wojskowe nie jest mi obce
Lekkoatletyka
Najlepsi lekkoatleci świata przyjadą do Torunia. „Osiągamy sufit”
Lekkoatletyka
Wielkie święto biegaczy. Półmaraton Warszawski znów zapisał się w historii
Lekkoatletyka
Wojciech Nowicki nie składa broni. Dźwiga cztery samoloty miesięcznie
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Lekkoatletyka
Mistrz kontra mistrz. Wielki pojedynek na Diamentowej Lidze w Polsce