A dziś mistrzowie zjeżdżają z taśmy produkcyjnej. Prosto w bogate życie.
Bolt na samym kontrakcie z Pumą zarabia rocznie 9 mln dolarów. Blake, młody mistrz świata sprzed roku, biega z zegarkiem za pół miliona dolarów i jest gwiazdą Adidasa. Weir dopiero zaczyna wielkie zarabianie, prawie popłakał się po brązowym medalu, mówiąc, że cztery lata temu oglądał triumfy Bolta w Pekinie z kanapy przed telewizorem, a dziś biega obok niego w igrzyskach. Takie cuda.
Wyspa w bezruchu
Gdy Bolt wychodził z sali konferencyjnej w nocy po 1 polskiego czasu, trzy i pół godziny po wygranym finale 200 m, na Jamajce słońce właśnie zachodziło, kończąc szalony dzień. Święto niepodległości było 6 sierpnia, dzień po finale 100 m, ale póki trwa lekkoatletyka na igrzyskach, codziennie jest świętowanie. „Cała Jamajka stanęła bez ruchu, gdy się zbliżał finał 200 m. Na kilka godzin przed biegiem ludzie brali wolne w pracy. Zostawiali samochody na środku ulicy, żeby zdążyć przed telewizor. Krykieciści zagrali przy pustych trybunach, choć to jeden z naszych narodowych sportów" – mówi „Rz" jamajski dziennikarz Richard Delapenha. Ale Jamajka zatrzymuje się, nie tylko gdy są olimpijskie sprinty. Również wtedy, gdy trwają coroczne zawody szkół. Na stadionie jest komplet, gazety opisują szkolnych trenerów jak gwiazdy, telewizje rozstawiają kamery, zjeżdżają się lekkoatletyczni menedżerowie z Europy i Ameryki.
Do wspomnianego kenijskiego Iten pielgrzymują kandydaci na gwiazdy wytrzymałości, od biegów na 800 m po maratony. A na Jamajkę ci z genem szybkości. „Dostaję e-maile od kolegów z całego świata. Z Karaibów, z RPA, Indii, Nowej Zelandii. Z pytaniami, czy mogliby do nas dołączyć, trenować z Glenem Millsem" – mówi „Rz" Yohan Blake. Na pytanie, jak wielu młodych sprinterów klub może przyjąć, czy im zapewnia miejsce w internacie, Blake odpowiada podejrzliwie, że „warunki do treningu są na najwyższym poziomie i mamy przecież wiele domów na Jamajce". W pytaniu żadnej złej intencji nie było, ale oni są bardzo czuli na tym punkcie. Mają już dość czytania, że Jamajka to tylko Bob Marley (jego pomnik stoi przy stadionie, na którym trenują biegacze MVP), plaże, marihuana, sprinty i bieda. Że bawić się potrafią, ale budować już nie. Bardziej ich usztywniają tylko pytania o doping, a tu Jamajka ma swoje na sumieniu. Również Blake i dwoje innych biegaczy z grupy Millsa (wspomniany Kim Collins też miał dopingowy incydent), u których trzy lata temu wykryto substancję wprawdzie spoza listy zakazanych, ale mającą działanie podobne do jednego z zabronionych środków. Byli zawieszeni na trzy miesiące.
Jamajka tak naprawdę dopiero po Pekinie zafundowała sobie system ścigania dopingu dorównujący wymaganym standardom. Usain Bolt nie miał nigdy nawet najdrobniejszej wpadki, ale dopingowa obsesja zawsze sprintom towarzyszy. Do tego stopnia, że na konferencji po finale 200 m jeden z amerykańskich dziennikarzy przejęzyczył się, wygłaszając wstęp do swojego pytania, i powiedział: witam i gratuluję „Jamaican drug athletes" zamiast „Jamaican track athletes".
Przepraszał za wpadkę, a potem zadał pytanie: „Czy jesteś pewny, Usain, że wszyscy wasi sprinterzy są czyści?". Bolt odpowiedział: „Staramy się to pokazać. Ciężko trenujemy, mamy kontuzje, musimy brać kąpiele lodowe, padamy na bieżnię. I tak codziennie". On zawsze pytany o doping mówi o pracy, genach byłych niewolników, którzy zbierali skarby Jamajki i innych karaibskich wysp dla metropolii i tylko najmocniejsi przeżywali, o miejscowym jedzeniu, bogatym we wszystko, czego potrzeba sprinterom.