W czwartek w południe większa część kadry odlatuje z Warszawy do stolicy Rosji. Drużyna jest gotowa od kilkunastu dni – liczy 55 nazwisk (24 panie, 31 panów), trochę mniej niż na igrzyska w Londynie, trochę więcej, niż to było w MŚ w Daegu (2011) i Berlinie (2009).
Ekipa jest taka, jaka może być – z kilkoma sławami, które przez lata zapracowały na swą pozycję, z kilkoma nadziejami, którym wróży się rychłe sukcesy, i z gromadką młodych, którzy powinni pojechać na wielką imprezę, by zobaczyć, że na razie są od nich lepsi.
Wrażenie względnego bogactwa robią sztafety – jadą wszystkie cztery, gdy je odjąć, widać lepiej jak jest – siłą reprezentacji Polski są rzuty, oprócz nich trudno wymienić pewnych kandydatów do przodowania w świecie. Splot różnych okoliczności, niekiedy także pech, osłabił pozycję polskiej tyczki, męskiej i kobiecej. Nieco mniej nadziei wiąże się także ze startami Marcina Lewandowskiego i Adama Kszczota na 800 m. Ten drugi miał ostatnio w Spale wypadek – podczas truchtania po lesie wpadł w dołek, zabolało. Po dniu przerwy wznowił treningi biegowe, ale odrobina obaw pozostała.
Jerzy Skucha, prezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, zapowiada tyle sukcesów, ile można zapowiadać. – Medale będą. Drużyna jest liczna, nie jest nadmiernie rozdmuchana, ale w miarę silna. Ani Tomasz Majewski, ani Piotr Małachowski nie ukrywają, że będą o medale walczyli. Na pewno oprócz nich na podium może stanąć Anita Włodarczyk, która w tym roku rzuca młotem wyjątkowo daleko i równo. Myślę, że więcej nazwisk nie wypada wymieniać, ale mam przekonanie, iż w kadrze są też inne osoby, które stać na podjęcie walki o podium. Mówię o nich dyskretnie, bo to sportowcy, którzy medali w tak wielkich imprezach jeszcze nie mieli. Ale może jak kiedyś Paweł Wojciechowski, Kamila Chudzik czy Sylwester Bednarek zrobią nam przyjemne niespodzianki – stwierdził prezes PZLA.
Wskazywać na nich palcem można, ale chyba rzeczywiście lepiej mówić o tych, którzy jadą do Moskwy z uśmiechem i wiarą, jaką dają lata pracy i wcześniejsze osiągnięcia.