Niektórzy już go skreślili. W końcu zniknął z wielkich stadionów na 23 miesiące. Wrócił między poważnych trójskoczków tak naprawdę dopiero w maju 2013 roku. W Montreuil skoczył 17,01, potem w Besancon 17,30, a to oznaczało, że może jechać do Moskwy.
Przed mistrzostwami świata uzyskał już 17,47 w Birmingham, a potem było to ostatnie przyspieszenie – wygrane piątkowe kwalifikacje i niedzielny konkurs na Łużnikach, w którym przeskoczył rywali i granicę marzeń – 18,04. Jako trzeci na świecie, po Jonathanie Edwardsie (18,29) i Kenny'm Harrisonie (18,09). Ma 24 lata. Sporo jeszcze może namieszać.
Z Teddym Tamgho nigdy nie było łatwo. Urodzony na przedmieściach Paryża nadpobudliwy kameruński dzieciak, którego mama przywiozła na stadion, by uprawiał jakieś sporty. Próbował skoku o tyczce, ale trójskok poszedł mu lepiej. Francuski Narodowy Instytut Sportu wziął go pod skrzydła. Dał pierwszego trenera Jeana-Hervé Stievenarta. Efekt był znakomity: wszystkie rekordy Francji w trójskoku w każdej kategorii wiekowej. Na podsumowanie kariery juniorskiej Teddy zdobył w Bydgoszczy tytuł mistrza świata w 2008 roku.
Minium na igrzyska w Pekinie zdobył trochę za późno. Wszyscy widzieli w nim medalistę mistrzostw w Berlinie, ale w Niemczech było za wcześnie na wygrywanie z seniorami. Dopiero rok później, podczas halowych mistrzostw świata w Dausze, kazał wszystkim szeroko otworzyć oczy: 17,90, rekord świata w pod dachem.
Jeszcze kilka razy zbliżył się do granicy 18 m, potem nagle z hałasem zrezygnował z trenera Stievenarta i zamienił go na sławnego kubańskiego mistrza skok w dal Ivana Pedroso. Poznali się na Facebooku.