Anita Włodarczyk jedzie po medal

Wicemistrzyni olimpijska w rzucie młotem Anita Włodarczyk o mistrzostwach Europy, oczekiwaniu na rekord świata i... windsurfingu.

Publikacja: 17.07.2014 02:00

Rz: Za panią najlepszy w karierze początek sezonu. Tego, że będzie aż tak dobrze, chyba się pani nie spodziewała.

Anita Włodarczyk:

W związku z kontuzją kolana przez dwa miesiące nie miałam młota w ręku, na pierwszy start, do Ostrawy, jechałam po zaledwie siedmiu tygodniach treningów. Wynik 76,41 metra był dużą niespodzianką. Później na Węgrzech rzuciłam trochę bliżej, ale to był specyficzny konkurs. Dzień wcześniej podczas treningu było 41 stopni w cieniu. Na zawodach byłyśmy wszystkie lekko przygaszone i zaczęłyśmy słabo. Dopiero w czwartej kolejce nakręciłam rywalizację. Wygrałam z wynikiem 75,53 metra, ale czułam, że stać mnie na więcej.

Kontuzja, krótsze przygotowania... Jak wytłumaczyć tak dobre wyniki?

Z rozmaitymi urazami walczę rok w rok, już się trochę przyzwyczaiłam. Kiedy musiałam zrobić przerwę, starałam się zachować optymizm. Odpoczęłam od monotonii treningów i chyba to zdecydowało o tak dobrym początku. Bazę mam przecież słabszą niż dwa czy trzy lata temu, jestem około tysiąca rzutów do tyłu. Tak długiej przerwy w przygotowaniach nie da się nadrobić. Nie możemy przesadzić z treningami, bo to mogłoby się skończyć kolejną kontuzją. Jestem już doświadczoną zawodniczką i nauczyłam się słuchać swojego organizmu. Kiedy czuję, że mam dosyć, to odpuszczam.

Jak będzie wyglądać ostatni etap przygotowań do mistrzostw Europy? Do startu pozostał niecały miesiąc.

Do 8 sierpnia jestem na zgrupowaniu we Władysławowie. Wystartuję na Memoriale Kamili Skolimowskiej, a później w Szczecinie na mistrzostwach Polski. Tam się przekonam, na ile jestem przygotowana do walki o obronę tytułu mistrzyni Europy.

Nie znajdzie się chwila ?na windsurfing?

Niestety, w sezonie startowym windsurfing odpada. Mam nadzieję, że po sezonie uda się jeszcze wskoczyć na deskę. Złapałam bakcyla jakiś czas temu, wcześniej obserwowałam, jak pływają inni, i zawsze mi się to podobało. Wreszcie sama spróbowałam i po jednym dniu już mogłam pływać.

Kilka miesięcy temu mówiła pani, że do Zurychu pojedzie po złoty medal i rekord świata. Na ile plany pokrzyżowała kontuzja?

Na pewno osiągnąć te cele będzie trudniej, ale z nich nie rezygnuję. Ostatnie starty utwierdziły mnie w przekonaniu, że jestem dobrze przygotowana, a przecież moja forma powinna jeszcze wzrosnąć.

Dwa lata temu w Helsinkach złoto dał pani wynik 74,29 metra. Teraz trzeba będzie rzucić więcej.

W Zurychu taki wynik może nie wystarczyć nawet do brązowego medalu. Sądzę, że aby stanąć na podium, trzeba będzie przekroczyć 75 metrów. Konkurencja się rozwija, rezultaty są coraz lepsze. Rywalizuję z Heidler, są dwie Chinki, jest Tatiana Łysenko. Mam z kim walczyć.

Na mistrzostwach Europy pani rywalką numer jeden będzie Niemka Betty Heidler, rekordzistka świata.

Ona jest nieobliczalna. Na mistrzostwach Europy i ostatnich mistrzostwach świata przepadała w eliminacjach. Potrafi rzucić bardzo daleko, aby chwilę później zupełnie zepsuć próbę. Dlatego teraz też najcięższe mogą być dla niej eliminacje. Mam nadzieję, że wszystko sobie poukłada. Potrzebuję silnej rywalki, to dodaje mi motywacji, walka mnie nakręca. Kiedy w Ostrawie oddała swój najdalszy w tym sezonie rzut – 78 metrów – widać było, że ma jeszcze zapas. Powinna być groźna.

A co z rekordem świata? Trener Krzysztof Kaliszewski od czterech lat powtarza, że pokonanie granicy 80 metrów to tylko kwestia czasu.

Mam nadzieję! Cały czas myślę o takim rzucie, ale nerwów nie ma. Na pewno na taki wynik stać mnie było w poprzednim sezonie – podczas mistrzostw świata i przede wszystkim na mityngu w Dubnicy, który był krótko po nich. Ale tam pojechałam rozluźniona, po srebrze w Moskwie zeszło ze mnie powietrze, miałam problemy z koncentracją i z rekordu świata nic nie wyszło.

Teraz nad koncentracją znów pracuje pani z psychologiem.

Od listopada mieliśmy kilka spotkań, na pewno zobaczymy się jeszcze przed mistrzostwami. On co prawda mówi, że po tylu latach startów i tylu rozmowach już jego pomocy nie potrzebuję. Ale ja mam inne zdanie. Te spotkania mi pomagają, zawsze po nich czuję się pewniej.

Patronat "Rzeczpospolitej"
To idzie młodość! Promocja aktywności fizycznej podczas Korzeniowski Warsaw Race Walking Cup
Patornat "Rzeczpospolitej"
Zbliża się 26. Bieg po Nowe Życie
Patronat "Rzeczpospolitej"
Pomagaj, biegając! Znamy datę startu zapisów do Poland Business Run 2025
Lekkoatletyka
Korzeniowski Warsaw Race Walking Cup na nowej trasie