Jest pierwszy rekord świata w mistrzostwach, wyznaczył go w piątek czas francuskiego chodziarza: 3:32.33. Yohann Diniz wywalczył trzeci tytuł mistrza Europy (wcześniej w Goeteborgu i Barcelonie), szedł w deszczu tak szybko, jak wcześniej nikt inny, prowadził od pierwszych kilometrów.
Tylko przez kilkanaście minut pozwolił na zryw Rosjanina Michaiła Ryżkowa w połowie dystansu, ale potem jeszcze raz przyspieszył i tyle go rywale widzieli. Mistrz ma 36 lat, za sobą długą karierę (ścigał się z Robertem Korzeniowskim), której ozdobą są trzy złote medale mistrzostw Europy oraz srebro z Osaki w mistrzostwach świata. W pozostałych wielkich imprezach bywało gorzej, bo przeszkadzały kontuzje lub sędziowie.
Rekord w Zurychu mógł być nawet o parę sekund lepszy, ale ostatni kilometr Diniz pokonał z szerokim uśmiechem, dwiema flagami w rękach i słowami pozdrowień dla kibiców, więc tempo nie miało wtedy tak wielkiego znaczenia. I tak stary wynik Rosjanina Denisa Niżegorodowa (3:34.14) z 2008 roku został poprawiony solidnie.
Polacy niestety nie nawiązali do wielkich tradycji, nawet nie stanowili tła dla mistrza, z trójki do mety doszedł tylko Rafał Augustyn, ukończył chód na 9. miejscu. Łukasz Nowak i Grzegorz Sudoł zeszli z trasy. W przypadku Sudoła jest istotne wytłumaczenie: Polak niespełna dwa tygodnie temu złamał żebro. Próbował walczyć ("...jak Justyna Kowalczyk" – pisał na Facebooku), ale środki przeciwbólowe nie wystarczyły.
Ciekawym wydarzeniem piątkowych porannych eliminacji był start Mahiedine'a Mekhissiego-Benabbada, niedoszłego mistrza biegu na 3000 m z przeszkodami w eliminacjach na 1500 m. Francuz z chmurną miną pojawił się na bieżni, awansował do finału bez trudu, reporterom mówił, że wciąż czuje się złotym medalistą czwartkowego finału.