Prawie dwadzieścia tysięcy ludzi na trybunach Stadionu Narodowego obejrzało to, za co zapłaciło: sportowe widowisko z gwiazdami oraz elementami masowej rozrywki, ozdobione rekordem Polski Pawła Fajdka: 83,48 m.
Usain Bolt podziałał na wyobraźnię widzów. Zobaczyć najszybszego człowieka świata w akcji to spora frajda. Dodatkowo zanęcono kibiców lekko naciąganym stwierdzeniem, że mistrz z Jamajki pobije rekord świata w hali. Narodowy to nie hala, IAAF, czyli światowa federacja lekkoatletyczna, rekordów na 100 m pod dachem oficjalnie i tak nie rejestruje, ale można zanotować: w sobotę 23 sierpnia o 19.07 Usain Bolt, osiągnąwszy dobry czas 9,98 na niebieskiej bieżni warszawskiego stadionu, poprawił stare osiągnięcie Frankiego Fredericksa o 0,07 s.
Bolt zrobił swoje: traktując sezon ulgowo nieźle zarabia na promocji siebie i lekkiej atletyki, czyni to nieźle, nawet jeśli repertuar gestów i min ma ograniczony. Przyjechał do Warszawy i pokazał, że w opowieściach o jego luzie, swobodzie bycia i uśmiechu dla świata nie ma przesady. Wspomniał, że najlepiej zapamięta zaimprowizowany naprędce mecz piłkarski z dzieciakami na warszawskiej Agrykoli, to też pokazuje, jaki jest. Obietnicę, że wróci do polskiej stolicy za rok, można jednak na razie uznać za grzecznościowe podsumowanie pobytu. Wróci, jeśli zgodzi się forma sportowa i kasa, bo wspomnienie miłych pięciu dni, ładnych widoków na Narodowy z okna hotelu i paru chwil futbolu w Warszawie, jednak nie wystarczy.
Najprawdziwszą gwiazdą 5. Warszawskiego Memoriału Kamili Skolimowskiej został Paweł Fajdek. Niby nie do porównania z możliwościami Bolta, lecz może nie w całości, ale ukradł mu show. Kto skupił się na konkursie miotaczy, łatwo zobaczył, że mistrz świata z Moskwy i wicemistrz Europy z Zurychu miał dzień, jaki w życiu sportowca zdarza się rzadko. Po prostu wszystko mu wychodziło: sześć rzutów, każdy poza granicę 80 m, rekord Polski poprawiony wprawdzie tylko o 10 cm, ale wynik Szymona Ziółkowskiego z mistrzostw świata w Edmonton (2001) był przecież znakomity. Mistrz Europy Kristian Pars tym razem nawet nie próbował dorównać Polakowi, nie było sensu.
Wyczyny Fajdka przesłoniły nieco fakt, że zapowiadana próba pobicia rekordu świata w rzucie młotem przez Anitę Włodarczyk jednak się nie udała. Może rytm oddawania rzutów pod dachem Stadionu Narodowego był dla polskiej mistrzyni trochę za szybki, ale tego wymagają takie mityngi. Jej seria też była imponująca, młot lądował co chwila za 76 lub 77 metrem (najlepszy rzut: 77,66), rekord świata Betty Heidler to 79,42. Niemka była obecna, nawet mocniejsza niż w Zurychu, rzuciła 76,26 m.