W Warszawie kończą się mistrzostwa świata w pięcioboju nowoczesnym, którymi nikt się nie interesował. Nawet w „Przeglądzie Sportowym" były o tym małe wzmianki, jedna ze smutną puentą, że reprezentant Polski spadł z konia i drużyna zajęła ostatnie miejsce. Bard tego sportu Grzegorz Krzemiński już tej smuty nie dożył, ale Łukasz Jedlewski – naczelny z lat 80. – pisuje jeszcze w „PS" o koszykówce. Jego córka Magdalena była obok Anny Bajan jedną z pionierek kobiecego pięcioboju.
Potem przyszły Barbara Kotowska, Iwona Kowalewska i przede wszystkim Dorota Idzi, która zdobyła w Warszawie mistrzostwo świata (1988). Dorota była gwiazdą, jej twarz znał każdy kibic sportu, mówiąc dzisiejszym językiem: stała się celebrytką dzięki pięciobojowi nowoczesnemu, w co dziś trudno uwierzyć.
W Warszawie kończą się mistrzostwa świata, których nikt nie zauważył
Pięciobój męski to był najpierw wielki Janusz Peciak (dla znajomych Gerard), mistrz olimpijski z Montrealu (1976) i pięciokrotny mistrz świata, który jako jeden z niewielu miał odwagę sprzeciwić się władzom, które nakazały bojkot igrzysk w Los Angeles (1984).
Na sportowe sukcesy Gerarda trochę się spóźniłem, poznałem go później już jako trenera. Długiej nocnej rozmowy telefonicznej, gdy mieszkał od dawna w Ameryce, nigdy nie zapomnę. Powstał z tego wywiad, który mógł mieć tylko jeden tytuł: „Sen o Warszawie".