Józef Szmidt: Niechciany bohater, ofiara historii

Zmarł Józef Szmidt, dwukrotny złoty medalista olimpijski w trójskoku. Ostatni z pokolenia mistrzów legendarnego Wunderteamu, na przełomie lat 50. i 60. czołowej reprezentacji lekkoatletycznej świata.

Publikacja: 30.07.2024 19:37

Józef Szmidt (1935–2024)

Józef Szmidt (1935–2024)

Foto: PAP/Bartłomiej Zborowski

Był jedną z najważniejszych postaci polskiego sportu, ale nawet po jego śmierci wielu dziennikarzy nazwisko Szmidta napisało z błędem: Schmidt.

Urodził się w roku 1935 na Śląsku, należącym do Rzeszy, jako Josef Schmidt. Kiedy w 1945 r. weszli tam Rosjanie, rodzice, czujący się Ślązakami, nie zamierzali opuszczać domu. Jedną z cen pozostania były zmiany imion niemieckich na polskie. Josef stał się Józefem, jego brat Eberhardt – Edwardem, a siostra Ingeborg została Ireną. Po latach, kiedy startował już dla Polski, sam zmienił nazwisko na Szmidt.

Nie był jedynym Ślązakiem, przynoszącym Polsce zaszczyt, ale z tych najsławniejszych, bodaj najbardziej pechowym czy prześladowanym. Przynajmniej miał do końca takie poczucie. Całe życie przed czymś uciekał, w wyniku czego stał się człowiekiem nieufnym. Dziennikarzy unikał, uważając, że piszą, co chcą.

Józef Szmidt sportowcem został przez przypadek

W roku 2009 pojechaliśmy z Mirosławem Żukowskim do Drawska, gdzie w gabinecie burmistrza mogliśmy przez kilka godzin porozmawiać ze Szmidtem i jego żoną. Zabiegaliśmy o to przez wiele miesięcy i potrzebowaliśmy protekcji, żeby mistrz zechciał nas przyjąć. A po godzinie, w czasie której nas poznawał, już się przed nami otworzył.

To, co opowiadał, bywało szokiem, bo pokazywało nieco inne obyczaje, Wunderteam (gdzie prawie każdy myślał o sobie i o przemycie, stanowiącym źródło zysku), postawę władzy. Nawet dla nas, oczytanych, zorientowanych i doświadczonych niektóre podawane przez niego fakty były zaskakujące. Przez pierwszych kilka lat życia mówił tylko po niemiecku, polskiego zaczął się uczyć w szkole, po wojnie.

Czytaj więcej

Nie żyje Józef Szmidt, legendarny polski sportowiec i olimpijczyk

Wstawał z kurami w domu w Rokitnicy, żeby z kilkoma przesiadkami dojechać do pracy w warsztacie samochodowym w Zabrzu. Wracał przed północą. I tak przez kilka lat. Jak się spóźnił na tramwaj, to jechał rowerem lub biegł. Sportowcem został przez przypadek. Bratu (też późniejszemu reprezentantowi Polski w lekkiej atletyce) nie chciało się samemu trenować, więc namówił jego. Ten rytm dnia obowiązywał go, nawet kiedy już pierwszy raz został mistrzem olimpijskim.

W tym samym czasie jego koledzy klubowi z sekcji piłkarskiej Górnika Zabrze opływali w luksusy. To oni – z Ernestem Polem, Stanisławem Oślizłą, Włodzimierzem Lubańskim – stanowili wizytówkę Zabrza. Jego złoty medal przy ich sukcesach – wielkich, ale przecież tylko w skali kraju – niewiele znaczył. Oni pracowali na boisku, a on długo przy warsztacie. Jednak kiedy odniósł kontuzję kolana, operował go w Warszawie najlepszy wtedy chirurg ortopeda w kraju profesor Adam Gruca.

Drugi złoty medal zdobył ostatnim skokiem

Szmidt miał żal, że po tej operacji, na niecałe cztery miesiące przed igrzyskami w Tokio, nikt mu nie pomagał, bo nikt nie wierzył, że tam wystartuje. Nie wspierał go nawet dotychczasowy zasłużony trener. Ostatecznie postawił na swoim i włączono go w skład ekipy olimpijskiej. Musiał jednak podpisać oświadczenie, że jedzie na własną odpowiedzialność.

Drugi złoty medal zdobył ostatnim skokiem. Ponownie pokonał trójskoczków radzieckich, stając się bohaterem igrzysk. Cesarz Hirohito zaprosił go na pokład swojego samolotu, aby z góry pokazać szczyt Fuji i Hiroszimę. Po powrocie do Polski wszyscy go poklepywali, przekonując, jak bardzo w niego wierzyli, a premier Józef Cyrankiewicz przypiął mu do klapy order Sztandaru Pracy. Nie zawiedli kibice, przyznając mu w plebiscycie „Przeglądu Sportowego” tytuł Najlepszego Sportowca Polski Roku 1964.

Na zawodach w Krakowie powiedziano mu, że choćby pobił rekord świata, to skok nie zostanie zaliczony

To wszystko przestało mieć znaczenie, kiedy na pytanie dziennikarki, dlaczego idzie na wybory i głosuje na PZPR, odpowiedział: bo nie ma innej partii, więc nie mam wyboru. Na zawodach w Krakowie powiedziano mu, że choćby pobił rekord świata, to skok nie zostanie zaliczony, więc niech się nawet nie przebiera. Gdy zaczął protestować, przez głośniki usłyszał, że jest proszony o opuszczenie stadionu.

Noc po meczu mistrz olimpijski spędził w noclegowni dla bezdomnych

Miał dopiero 29 lat, dwa złote medale olimpijskie, dwa tytuły mistrza Europy, rekord świata (jako pierwszy skoczył ponad 17 metrów – 17,03), ale też świadomość, że właśnie coś się skończyło i nie wiadomo, co ze sobą zrobić. Był niepewny politycznie, żadne drzwi się przed nim nie otwierały. Nie chciano dać mu lepszej pracy, przerwał studia, bo nie mógł dojeżdżać do Poznania, przez pewien czas utrzymywała go żona, pracująca jako pielęgniarka. Stypendiów olimpijskich nie było.

Był niepewny politycznie, żadne drzwi się przed nim nie otwierały

Był bezradny. Mówił, że najchętniej dałby komuś w mordę, ale nie wiedział komu, bo nikt się pod decyzjami nie podpisywał. Wtedy, śladem wielu śląskich sąsiadów, pomyślał o wyjeździe do Niemiec, jednak odmówiono mu paszportu, bo był zbyt znany. Zmylił czujność władz, zapisując się na wycieczkę kibiców na mecz piłkarski Holandia–Polska w Amsterdamie, w 1975 r.

Noc po meczu mistrz olimpijski spędził w noclegowni dla bezdomnych. Rano poszedł do ambasady Niemiec z prośbą o azyl. W Polsce rozeszła się informacja, że uciekł do RFN, więc jest zdrajcą. Po licznych perypetiach udało się sprowadzić żonę i dzieci. Spędzili w Niemczech 17 lat.

Mogli tam żyć nadal, ale w Polsce skończył się komunizm i w roku 1992 postanowili wrócić. Osiedlili się na wsi koło Drawska Pomorskiego, skąd pochodzili rodzice żony Szmidta. Kupili gospodarstwo, założyli hodowlę i mogli się gapić na kozy. Mieli wreszcie święty spokój.

Pani Łucja, żona Szmidta, która była zawsze przy nim, zmarła 22 lipca. Mąż przeżył ją o tydzień.

Był jedną z najważniejszych postaci polskiego sportu, ale nawet po jego śmierci wielu dziennikarzy nazwisko Szmidta napisało z błędem: Schmidt.

Urodził się w roku 1935 na Śląsku, należącym do Rzeszy, jako Josef Schmidt. Kiedy w 1945 r. weszli tam Rosjanie, rodzice, czujący się Ślązakami, nie zamierzali opuszczać domu. Jedną z cen pozostania były zmiany imion niemieckich na polskie. Josef stał się Józefem, jego brat Eberhardt – Edwardem, a siostra Ingeborg została Ireną. Po latach, kiedy startował już dla Polski, sam zmienił nazwisko na Szmidt.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Lekkoatletyka
Rebecca Cheptegei nie żyje. Olimpijka została podpalona żywcem
Lekkoatletyka
Armand Duplantis kontra Karsten Warholm. Pojedynek, jakiego nie było
Lekkoatletyka
„Biegowe 360 stopni” znów w Zakopanem. „Największa dawka wiedzy dla ludzi kochających bieganie”
Lekkoatletyka
15. Festiwal Biegowy. Trzy dni rywalizacji i dobrej zabawy
Materiał Promocyjny
Aż 7,2% na koncie oszczędnościowym w Citi Handlowy
Lekkoatletyka
Ostatnia prosta medalistki. Natalia Kaczmarek sezon zakończy w Polsce
Materiał Promocyjny
Najpopularniejszy model hiszpańskiej marki