Pierwsze dni przepłakałam, bo mam tam rodzinę. Babcia i ojciec mieszkają blisko Kijowa. Nie mieliśmy z nimi kontaktu przez kilka dni. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Dziś mówią, że nie jest tak źle, choć na pewno nie jest normalnie.
Czy sportowcy z Rosji i Białorusi powinni wrócić do międzynarodowych startów?
Słyszałam tamtejszych zawodników, którzy wspierają wojnę. Nie chciałabym stawać z nimi na jednej bieżni, mieszkać w jednym hotelu, nawet ich widzieć. Słyszę od nich słowa, których nie powiedziałabym nawet komuś, kogo nienawidzę. Nie brakuje na Białorusi sportowców popierających inwazję oraz Aleksandra Łukaszenkę.
Ci, którzy go nie popierają, mają ciężko? Słyszymy czasem, jak działacze rzucają im kłody pod nogi…
Też to przeżyłam przed igrzyskami olimpijskimi w Tokio. Miałam trenera z Austrii, ale nie mogłam do niego pojechać, więc pomagał mi mąż. Działacze mu jednak zabronili. Kazali mi trenować samej. A jak to robić, kiedy za chwilę są igrzyska? Mam wrażenie, że przez cały rok robili wszystko, żebym podczas treningów czuła się dziwnie.
Dlaczego?
Chodziłam w 2020 roku na protesty przeciwko Łukaszence, choć nie chciałam się z tym afiszować. Przyjechał wówczas do nas na obóz minister sportu i też mu coś powiedziałam, a on wpisał mnie na „czarną listę”. Grozili, że nawet nie pojadę na igrzyska, więc sama byłam zdziwiona, że się udało.
Czy dziś odzywają się do pani sportowcy z Białorusi?
Wszystkich zablokowałam. Byli tacy, którzy najpierw mówili o mnie złe rzeczy, a później prosili o pomoc. Nie chcę mieć z nimi kontaktu.
Wierzy pani, że Białoruś kiedyś będzie normalnym krajem?
Wierzę, choć patrząc na dzisiejszych Białorusinów i rozmawiając z ludźmi, słyszę, że dzieje się coś dziwnego. Wielu powtarza: „Jest u nas dobrze, nie ma wojny, Łukaszenko jest najlepszy”. To musi się jednak zmienić, nie może być tak zawsze. Młodzi wyjeżdżają, widzą inny świat. Wielu z nich jednak nie wraca, tylko w ostatnich dwóch latach nasz kraj opuściło 200 tys. osób. Ci, którzy zostali, to trudny temat. To, co czytają, o czym piszą. Babcia kiedyś zadzwoniła i pytała, czy przysłać mi jedzenie, bo w telewizji powiedzieli, że w Polsce nie mamy co jeść. Poszłam do sklepu i zrobiłam zdjęcia, żeby ją uspokoić.
Zagraniczni dziennikarze dziwią się, kiedy pani im o tym opowiada?
Czasami są w szoku. Mamy 2023 rok, takie rzeczy nie są normalne.
Ma pani Białoruś ciągle w sercu?
Łukaszenki i tego, co się tam dzieje, nie popieram, ale kraj ciągle w sercu mam. Urodziłam się przecież na Białorusi, ale chyba za chwilę nawet nie będę miała obywatelstwa, bo mi je odbiorą.