Takie chwile przechodzą czasem niezauważone. W słoneczny ranek w Berlinie zakończyła karierę Franka Dietzsch, lat 41, trzykrotna mistrzyni świata. W kwalifikacjach była zdenerwowana, dwa rzuty popsuła, ostatni wystarczył na
23. miejsce. Wyprzedziły ją wszystkie Polki, choć o Żanecie Glanc, Joannie Wiśniewskiej i Wioletcie Potępie świat słyszał niewiele.
Rzut dyskiem od razu kojarzy się z niemiecką lekką atletyką, zwłaszcza z tą z czasów byłej NRD. Kto ma trochę więcej lat, ten wie, kim były Gabriele Reinisch, Ilke Wyludda, Diana Gansky-Sachse, Irina Meszynski, Gisela Beyer, Martina Hellmann-Opitz i parę innych dużych kobiet ze wschodnich Niemiec, które czasem rzucały dyskiem dalej niż mężczyźni.
Franka Dietzsch przyszła po nich. Nie rzucała najdalej, lecz dzięki sportowej długowieczności przebiła wszystkie. Sportowe życia miała dwa. Pierwsze, gdy zdobyła mistrzostwo Europy (1998) i świata (1999). Po przerwie, podczas której przegrywała wiele ważnych zawodów i ze sportowej depresji ratowała się nawet seansami hipnozy, wróciła jako najlepsza na świecie w Helsinkach (2005) i Osace (2007).
Wychował ją trener Dieter Kollark, ten sam, który doprowadził do sukcesów kulomiotkę Astrid Kumbernuss. Przed igrzyskami w Pekinie z archiwów Stasi wypłynęła informacja, że Kollark brał udział w nadzorowanym przez państwo dopingu sportowców NRD.