[b] Rz: Uwierzył pan w ten medal po pierwszym rzucie? [/b] Piotr Małachowski: Po pierwszym rzucie uwierzyłem, że będę mistrzem świata. Taki był plan: wchodzę, rzucam najdalej jak mogę. Nie miałem na co czekać. Wiedziałem, że kolegom na rzutni ciśnienie wzrośnie, no i rzeczywiście zablokowało chłopaków na parę kolejek.
[b] Kolejność miała zatem dla pana znaczenie... [/b]
Oczywiście, chciałem rzucać przed najmocniejszymi. Kiedy mój fizjoterapeuta zadzwonił i powiedział, że jestem drugi za Bogdanem Piszczalnikowem, przed Gerdem Kanterem, ucieszyłem się. Odpowiedziałem od razu: to ja wygrywam ten konkurs. Prawie się udało.
[b]Rekord Polski też był w planie? [/b]
Trochę byłem w szoku. Patrzyłem na dysk, myślałem, że to jest jakieś 66 metrów, a tu 68,77. Pomyślałem, że dobrze, że fajny konkurs. Poziom był wysoki, tylko nie spodziewałem się, że będę grał główną rolę.