Sami swoi w finale pchnięcia kulą

Lekkoatletyczne MŚ. Dziś finał pchnięcia kulą z Tomaszem Majewskim i powrót Usaina Bolta. Może wrócą też emocje

Publikacja: 02.09.2011 03:54

Tomasz Majewski dwa lata temu był wicemistrzem świata

Tomasz Majewski dwa lata temu był wicemistrzem świata

Foto: AFP

Korespondencja z Daegu

Czwartkowe finały nie postawiły publiczności na równe nogi. Najwięcej nadziei można było wiązać z konkursem skoczków wzwyż. Trzech Rosjan z nieobliczalnym Iwanem Uchowem, Amerykanin Jesse Williams, no i 20-letni Mutaz Essa Barshim trenowany od dwóch lat w Katarze przez Stanisława Szczyrbę.

Polski trener zrobił świetną robotę. Młodzieniec pochodzący z Sudanu w lipcu skoczył 2,35 m. Gdyby w Daegu powtórzył ten wynik, miałby medal. Nie powtórzył, ale jak trafiał z rozbiegiem, to fruwał na wysokościach niebotycznych. Trener Szczyrba twierdzi, że Mutaz skoczy wkrótce 2,40. Mistrzem został Williams, który od 2,20 do 2,35 skakał bez zrzutek – to wystarczyło do złota.

Gdy płotkarze (400 m) stanęli w blokach, by kończyć czwartkowy program, widzowie mieli za sobą wspólne śpiewanie „Happy birthday" dla Kiraniego Jamesa, 19-letniego sprintera z Grenady, który odbierał złoty medal za zwycięstwo na 400 m.

Oglądali też, jak mistrz na 3000 m z przeszkodami Kenijczyk Ezekiel Kemboi wykonuje dzikie tańce radości i udaje (nieudolnie) błyskawicę Bolta.

Przeżyli też największą atrakcję wieczoru, jaką był „Kiss time" – czas pocałunków par, które na wielkich ekranach wskazywał obiektyw kamerzysty. Takiej rozrywce ostatni finał nie mógł dorównać, choć nie był nudny.

Najpierw płotkarze dwa razy wyskakiwali z bloków jeszcze przed strzałem, co nie kończyło się żadną dyskwalifikacją, tylko pokazywaniem wszystkim zielonych i żółtych kartek. Potem wygrał Brytyjczyk David Greene, co spowodowało gwałtowny bieg lorda Sebastiana Coe po trybunach i zapewne obudziło w ojczyźnie zwycięzcy wspomnienia olimpijskiego złota Davida Hemery'ego z Meksyku (1968).

Poranek eliminacyjny przebiegł wedle polskich standardów: raz świetnie, dwa razy źle. Tomasz Majewski wyszedł na rzutnię w spiekocie, ale rozgrzewka pokazała, że jest mocny. Pchnął raz, a porządnie – 20,73 m, wysłuchał okrzyku podziwu z gardeł 25 tysięcy widzów (w większości karnej młodzieży szkolnej) i szybko wyszedł ze stadionu z poczuciem ulgi oraz dobrze spełnionego obowiązku.

Finał dziś w polskie południe, rywale ci sami co zwykle: czterech znanych od lat Amerykanów, Kanadyjczyk Dylan Armstrong, Białorusin Andriej Michniewicz, tylko Niemców już dwóch. Oprócz Ralfa Bartelsa jeszcze lider kwalifikacji David Storl (21,50, rekord życiowy poprawiony o prawie pół metra). Przewidywanie polskiego mistrza olimpijskiego, że młody Niemiec dołączy do starej kompanii, okazało się słuszne.

– Upał był niemiłosierny. To nie są warunki dla nas. Cieszę się, że finał będzie rozgrywany wieczorem. Nie było niespodzianek, już pierwszym pchnięciem wywalczyłem awans. Czekam na finał, koncentruję się. Nie ma się co spodziewać, że ktoś będzie słabszy. Medal dadzą rzuty pod granicę 22 m – mówił Majewski.

Odpadnięcia Anny Kiełbasińskiej na 200 m można się było spodziewać, ale finał sztafety 4x400 m bez Polaków to jest cios w prestiż drużyny Józefa Lisowskiego. Pierwszy raz zasłużony trener nie doprowadził swej czwórki do celu.

Kacper Kozłowski, Piotr Wiaderek, Jakub Krzewina i Marcin Marciniszyn uzyskali niezły czas (3.01,84), ale oznaczał on tylko 11. miejsce. Wieczorem głowę spuścił oszczepnik Igor Janik, był 13. (80,88). Stracił finał, gdy do końca pozostawały trzy rzuty rywali.

W finale sztafet 4x400 m będzie RPA z Oscarem Pistoriusem, obowiązkowo na pierwszej zmianie. Działacze IAAF nakazali taką kolejność ze względu na bezpieczeństwo innych lekkoatletów. Czwórka RPA pobiegła świetnie, miała trzeci czas. Pistorius w protezach na podium – to staje się coraz bardziej realne.

Lekkoatletyka
Bogaty rok lekkoatletów. PZLA ratyfikował 88 rekordów Polski
Materiał Promocyjny
Jak przez ćwierć wieku zmieniał się rynek leasingu
Lekkoatletyka
Diamentowa Liga. Armand Duplantis i Jakob Ingebrigtsen wrócą do Polski po pierścień
Lekkoatletyka
Sebastian Chmara prezesem PZLA. Nie miał konkurencji
Lekkoatletyka
Medal po latach. Polacy trzecią drużyną Europy w Gateshead
Materiał Promocyjny
5G – przepis na rozwój twojej firmy i miejscowości
Lekkoatletyka
Ile kosztuje sprzęt do biegania? Jak i gdzie trenować? Odpowiedzi w Zakopanem
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay