Dwie dekady temu niewiele osób uwierzyłoby w taką prognozę: 9160 znaczących i płatnych imprez biegowych rocznie na świecie, z tego 1557 maratonów, w większości miejskich, ale także pustynnych, leśnych, nadmorskich, górskich, lodowych i innych, które kreuje wyobraźnia organizatorów. Taki jest oficjalny kalendarz startów w biegach masowych na dystansie 42,195 km w 2012 roku. Kalendarz pokazuje dwa szczyty – wiosenny (kwiecień – 127 maratonów, maj – 186), w lecie fala nieco słabnie, by w październiku osiągnąć kulminację: 239 biegów.
Większość rozgrywana jest w USA i Europie, ale i Azja ma się czym chwalić. Każdy weekend w roku to okazja startów w niemal każdej części świata. Tylko w minioną niedzielę odbył się maraton w Rotterdamie (wygrał Etiopczyk Yemane Adhane w świetnym czasie 2:04,48), Paryżu (Stanley Biwott z Kenii – 2:05,12, rek. trasy), Wiedniu (Henry Sugut z Kenii 2:06,58, rek. trasy), i kilkanaście innych, także mistrzostwa Polski w Dębnie, wygrane przez Davida Metto Kiprono (2:12,53), Kenijczyka rzecz jasna.
Społeczne i biznesowe skutki rosnącej mody na bieganie zadziwiają. Wciąż rośnie prestiż najstarszych i najbardziej znanych maratonów, ale i mniejsze nie narzekają. Puchną pule nagród i premie za zwycięstwa, które w najważniejszych biegach roku przekraczają już grubo 100 tys. dolarów, zdarza się, że z bonusami za wynik sięgają kwot dwa razy większych. Geoffrey Mutai za ubiegłoroczny rezultat z Bostonu (2:03.02 – nie uznany za rekord świata z powodu zbyt dużego spadku trasy) odebrał nawet 225 tys. dolarów. To nie jest najwięcej. Szejkowie dają mistrzowi maratonu w Dubaju 250 tysięcy, bez podatku. Najlepszy biegacz i najlepsza biegaczka w rankingu pięciu największych maratonów świata (Boston, Londyn, Berlin, Chicago i Nowy Jork) otrzymują w końcu roku po 0,5 mln dol. Ranking ruszył w 2006 roku.
Wielkie maratony odbierają zainteresowanie i mocnych biegaczy biegom długim na stadionach. Coraz śmielej obiecują przekroczenie magicznej granicy 2 godzin. Mają moc przyciągania, choć od dawna stały się sceną niemal wyłącznych zwycięstw tylko dwóch nacji: Kenii i Etiopii, z przewagą tej pierwszej. Wystarczy wiedzieć, że w połowie marca normę uprawniającą do startu olimpijskiego w Londynie wypełniło 278 biegaczy z Kenii i 61 Kenijek. Lista 20 najlepszych męskich wyników wszech czasów ma same kenijskie nazwiska.
Maratony dają żyć tysiącom osób, włączywszy agentów, rodziny biegaczy w Afryce, organizatorów imprez, firmy produkujące buty i ubiory. Przyszłość wyglądałaby na świetlaną, gdyby nie pierwszy niepokojący sygnał. W 2011 roku organizatorzy biegu w Utrechcie podali, że nagroda za zwycięstwo Kenijczyka to 100 euro, a dla Holendra – 10 tysięcy.