Zabawa w Bolta i myszkę

Zwycięstwa Usaina Bolta to zwykle tylko początek przedstawienia, które Jamajczyk wystawia wieczorem

Publikacja: 06.08.2012 22:15

Usain Bolt: „Jesz cze ni gdy nie by łem w miej scu, gdzie nie wol no ro bić ni cze go”. To jest ocen

Usain Bolt: „Jesz cze ni gdy nie by łem w miej scu, gdzie nie wol no ro bić ni cze go”. To jest ocena olimpijskich rygorów przez mistrza z Jamajki

Foto: AFP

Yohan Blake jako "Bestia"? Śmiech na sali. A Blake śmieje się pierwszy. Może w reklamach Adidasa to wyglądało przekonująco: znalazł się ten, który ma sposób na Usaina Bolta. Ale gdy mały Jamajczyk siedzi na konferencji po niedzielnym finale stu metrówki obok Bolta, trudno uwierzyć, że to mogło komuś przyjść do głowy.

Nieśmiały, z piskliwym głosem, czeka na to, co powie starszy kolega z kadry. To Usain nazwał go kiedyś „Bestią", dla zgrywy, i jakoś przylgnęło. Teraz Blake opowiada o wrażeniach z przegranego biegu, a Bolt ryczy jak lew i wyciąga ręce, jakby się czaił do skoku. „Beestia, beestia" - przedrzeźnia.

Obok siedzi Justin Gatlin, brązowy medalista po dopingowych przejściach, patrzy na Bolta i śmieje się w rękaw. Nie jest to wielki mówca, ale akurat przewrotny hołd dla Jamajczyka mu się udaje: „Usain Bolt jest Michaelem Phelpsem naszego sportu".

Wątpiliście  we mnie, a przecież wam mówiłem,  że biegi na Jamajce to co innego  niż wielkie zawody - Usain Bolt

To ten sam Gatlin, z którego w eliminacjach i półfinałach setki w Londynie buchała adrenalina, za metą okładał się pięściami po torsie i pokazywał, że będzie ostro. Ale wtedy nie było obok Bolta. W finale, gdzie stanęli ramię w ramię, Gatlin został za Usainem, Blake też. A czas 9,63 to drugi wynik w historii.

Pierwsze trzy w tabeli wszech czasów należą do Bolta. Pierwszy z finału mistrzostw świata 2009 w Berlinie, drugi z niedzieli w Londynie, trzeci z olimpijskiego finału w Pekinie.

Krok bliżej legendy

„Wątpiliście we mnie, a przecież wam mówiłem, że biegi na Jamajce to co innego niż wielkie zawody. Chciałem pokazać, że się myliliście" - tłumaczy Usain. W jamajskich eliminacjach olimpijskich przegrał w tym roku z Blake'em na 100 i 200 m, potem leczył kontuzję, wyglądał na zagubionego, z Jamajki nadchodziło coraz więcej plotek o niedospanych nocach i wesołych powrotach z dyskotek Montego Bay, a lekkoatletyczni eksperci, z Michaelem Johnsonem i Maurice'em Greeneem na czele, przepowiadali, że Bolt nie obroni złota na setkę.

Zabawił się ich kosztem, tak samo jak z najgroźniejszymi rywalami. „Teraz jestem o krok bliżej zostania legendą. Bo na razie jeszcze się legendą nie czuję. Powiedziałem ci już dawno, Blake, że finał na 200 m to będzie zupełnie inna historia. Na setkę sporo mogło się zdarzyć, ale 200 to moja ulubiona konkurencja" - opowiadał po zwycięstwie i zdobyciu już czwartego złotego medalu igrzysk, a Blake się uśmiechał.

Przed Boltem olimpijski tytuł na 100 m obronił tylko Carl Lewis, ale z Benem Johnsonem przegrał na bieżni i mistrzostwo dostał po kontroli dopingowej. Mistrzostwa na 200 m nie obronił jeszcze nikt. Trudno sobie wyobrazić, że ktoś to Usainowi uniemożliwi. Znów wszyscy w biegach tańczą tak, jak on im zagra.

Nie było jeszcze mistrza sprintu, który był tak lubiany i przez kibiców i innych sprinterów. Może Jesse Owens, ale tu trzeba wierzyć na słowo. Carl Lewis irytował wyniosłością, a po nim nastał czas, gdy sprint był pojedynkiem na spojrzenia, jak w boksie przy ważeniu.

Przebudzenie

Teraz też się pojedynkują: kto wymyśli lepszy show przed startem. Bolt przyznał, że tym razem wygrał Blake. „Dziękuję mu za to, że mnie wtedy pokonał na Jamajce, bo otworzył mi oczy. Czasem ci się wydaje, że robisz wszystko, jak należy, a już tylko ty tak uważasz. To było tak, jakby zapukał do drzwi i powiedział: - Usain, jest rok igrzysk. Jesteś gotowy? Bo ja jestem. Obudził mnie" -  mówił Bolt.

Jego przedstawienie trwało jeszcze grubo po północy. Samo przejście z mety sprintu na konferencję prasową zajęło mu ponad półtorej godziny. Przy drzwiach czekała na niego wolontariuszka z tą wielką maskotką igrzysk, którą ściskał na bieżni po zwycięstwie. Gdy usiadł za stołem i go przedstawiono, rozejrzał się po sali: „No, bijcie brawo!".

Potem dowcipkował, flirtował z dziennikarkami zadającymi pytania, narzekał na wszystkie nakazy i zakazy igrzysk. „Jeszcze nigdy nie byłem w miejscu, gdzie nie wolno robić niczego. Np. wnieść swojej maty rozgrzewkowej. Pytam: dlaczego? Bo jest zakaz. A, zakaz, rozumiem. I tak ze wszystkim. Ale igrzyska są udane. Oglądałem sporo kolarstwa, bo tam chodzi o szybkość. Wioślarstwo, tenis, też lubię popatrzeć".

Małachowski  broni srebra

We wtorek to na niego będą patrzeć, bo o godz. 12.50 zaczynają się eliminacyjne serie biegu na 200 m. A w wieczornej sesji od 20.45 będzie finał rzutu dyskiem.

Piotr Małachowski, wicemistrz z Pekinu, w kwalifikacjach nie dorzucił do linii wyznaczającej granicę automatycznego awansu, ale rywale też mieli z tym problemy i awansował z siódmym wynikiem. Najdalej rzucił broniący tytułu Estończyk Gerd Kanter, 66,39. Małachowski miał 64,65.

-  Słabo, myślałem, że 65 m przekroczę bez problemu. Ale tu chodziło tylko o awans. Trochę się spiąłem. Mam nadzieję, że w finale będzie dużo lepiej. Oglądałem złoty medal Tomka Majewskiego. Nie przymierzałem, żeby nie zapeszyć. Ale chyba by mi pasował - mówił Małachowski.

Między rzutami dyskoboli będą dziś półfinały biegu na 800 m, od godz. 20.55, z Adamem Kszczotem i Marcinem Lewandowskim. W eliminacjach było nerwowo, a nawet blisko łez, bo Lewandowski był przekonany, że odpadł. Przepraszał za metą, tłumaczył, że zupełnie nie rozumie, dlaczego nagle odcięło mu prąd, bo uważał, że jest świetnie przygotowany. Przybiegł szósty - awans dawało miejsce w pierwszej trójce - ale awansował, bo uwzględniono polski protest: Kuwejtczyk Mohammed Al.-Azemi w pewnym momencie zaczepił Polaka. Ale nawet Lewandowski przyznawał, że to nie było przyczyną kłopotów.

Adam Kszczot dostał się do półfinału bez protestów, ale też było gorąco, bo na finiszowych metrach osłabł i rozglądając się na boki, ledwo upilnował miejsca dającego awans. - Tylko cztery pytania. Nieważne od kogo, po czterech odchodzę - zapowiedział Kszczot. Zaczynamy się bać, i mamy nadzieję, że rywale też.

Yohan Blake jako "Bestia"? Śmiech na sali. A Blake śmieje się pierwszy. Może w reklamach Adidasa to wyglądało przekonująco: znalazł się ten, który ma sposób na Usaina Bolta. Ale gdy mały Jamajczyk siedzi na konferencji po niedzielnym finale stu metrówki obok Bolta, trudno uwierzyć, że to mogło komuś przyjść do głowy.

Nieśmiały, z piskliwym głosem, czeka na to, co powie starszy kolega z kadry. To Usain nazwał go kiedyś „Bestią", dla zgrywy, i jakoś przylgnęło. Teraz Blake opowiada o wrażeniach z przegranego biegu, a Bolt ryczy jak lew i wyciąga ręce, jakby się czaił do skoku. „Beestia, beestia" - przedrzeźnia.

Pozostało 89% artykułu
Lekkoatletyka
Sebastian Chmara prezesem PZLA. Nie miał konkurencji
Lekkoatletyka
Medal po latach. Polacy trzecią drużyną Europy w Gateshead
Lekkoatletyka
Ile kosztuje sprzęt do biegania? Jak i gdzie trenować? Odpowiedzi w Zakopanem
Lekkoatletyka
Rebecca Cheptegei nie żyje. Olimpijka została podpalona żywcem
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Lekkoatletyka
Armand Duplantis kontra Karsten Warholm. Pojedynek, jakiego nie było
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska