Wyprzedziłem marzenia

Oscar Pistorius, sprinter z RPA, pierwszy biegacz na protezach, który startował w igrzyskach olimpijskich

Publikacja: 20.08.2012 01:21

Wyprzedziłem marzenia

Foto: ROL

Jak to się właściwie stało, że pan, jedna z gwiazd lekkoatletyki, już drugi rok z rzędu wybiera mały mityng w Warszawie?

Oscar Pistorius:

Wszystko dzięki Alfonsowi Juckowi, menedżerowi, który pomaga organizować memoriał. To mój dobry znajomy, biegam w różnych mityngach, przy których pracuje, mam do niego zaufanie.

Rok temu zaproponował przyjazd do Polski, wytłumaczył, że to szczególne zawody, na cześć zmarłej młodo mistrzyni. Akurat szukałem miejsca, w którym mógłbym ostatni raz w sezonie przebiec 400 m. I tak się zaczęło. Okazało się, że organizacja jest świetna, trybuny pełne, startują przyjaciele z bieżni.

Pierwszy raz przyjechał pan z ciekawości, a teraz?

Kiedy dostałem zaproszenie na ten sezon, powiedziałem od razu, że może być ciężko, bo termin wypada tuż przed igrzyskami paraolimpijskimi, a ja muszę przed nimi poćwiczyć bieg na 100 metrów, nie 400. Na setkę nie biegłem od ponad roku, a poziom lekkoatletyki na paraolimpiadzie podnosi się w szalonym tempie. Ale Alfons powiedział, że to żaden problem, specjalnie dla mnie zrobią bieg na 100 m, żebym ze swoją życiówką 10,9 s nie przybiegł ostatni. Byłem piąty, a i czas 11,17 był niezły jak na bieg pod wiatr. Wystartowałem fatalnie, ale potem już było dobrze.

Prosto z Warszawy jedzie pan do Londynu?

Nie, rok temu miałem więcej czasu na spacery po mieście, teraz po mityngu od razu wyjeżdżam do Linzu. Tam startuję w poniedziałek wieczorem, a potem na dwa dni jadę do Włoch, do Gemmony, czyli mojego europejskiego domu, w którym spędzam kilka miesięcy w roku.

I z Gemmony już do Londynu.

Paraolimpiada nie blednie, gdy się już spróbowało igrzysk olimpijskich?

Nie, start w Londynie był spełnieniem marzeń, właściwie to wyprzedziłem marzenia. Zapamiętam to do końca życia. A poziom był niesamowity. Rok temu ze sztafetą 4x400 m zdobyliśmy w mistrzostwach świata w Daegu srebrny medal, a teraz ledwo awansowaliśmy do finału. Indywidualnie dobiegłem do półfinału, czyli plan wypełniłem. Było pięknie, nawet moja 89-letnia babcia przyjechała ze mną do Londynu. A paraolimpiada też będzie wyjątkowa. W końcu to Anglicy ją kiedyś wymyślili, już sprzedali rekordowo dużo biletów, na lekkoatletykę wszystkie. Nawet nie liczę na to, że znów uda się zdobyć złoto na 100, 200 i 400 m. Na setkę chciałbym być w pierwszej trójce, na 200 i 400 już mierzę w złoto. Wystartuję też w sztafecie 4x100 m, może uda nam się wygrać i pobić rekord świata.

Ma pan jeszcze szansę być najpopularniejszym sportowcem z RPA czy po igrzyskach mistrz olimpijski w pływaniu Chad Le Clos już jest niezagrożony?

Chad jak Chad, ale jego ojciec, ten, który szalał na trybunach w Londynie... Obaj są nie do zatrzymania. Dzieje się coś niesamowitego. Z kraju krykieta, rugby, futbolu RPA stała się krajem olimpijskim. Chad był mistrzem w pływaniu, z medalem wrócili wioślarze, lekkoatleci. To były dla nas lepsze igrzyska niż trzy poprzednie razem wzięte. Już myślę o Rio.

—rozmawiał Paweł Wilkowicz

Lekkoatletyka
Upadek domu Ingebrigtsenów. Czy ojciec jednego z najlepszych biegaczy świata krzywdził dzieci?
Lekkoatletyka
Mykolas Alekna znów pobił rekord świata. Czy zrobił to uczciwie?
Lekkoatletyka
Memoriał Janusza Kusocińskiego. Najstarszy polski mityng wraca na Stadion Śląski
Lekkoatletyka
Grand Slam Track. Michael Johnson szuka Świętego Graala
Lekkoatletyka
Klaudia Siciarz kończy karierę. Niespełniona nadzieja polskich płotków