Zaczęło się w maju 2012 roku, gdy dziennikarz telewizyjny Hans-Joachim „Hajo" Seppelt pracujący dla niemieckiej stacji ARD pojechał do Kenii, bo dostał cynk. Trop podsunęła osoba skazana za przewinienia dopingowe. Podała nazwisko i adres lekarza, który zajmował się dopingiem krwi. Wkrótce służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo ogłosiły, że to związki fosforu.
Seppelt przyjechał do Nairobi, podając zawód – agent sportowy. Znalazł lekarza, sfilmował ukrytą kamerą wyznania, które nie zostawiły wiele miejsca na wątpliwości. Doktor pokazywał próbki krwi z nazwiskiem Pameli Jelimo, mistrzyni olimpijskiej na 800 m z Pekinu (ale nie łączył jej z programem dopingowym), tłumaczył, że pomaga wielu atletom, nie tylko z Kenii, także z USA, Etiopii, Bahrajnu, Kataru i Jamajki. Gdy dostał ofertę stałej współpracy, jako doradca medyczny dla sportowców trenujących na obozie wysokogórskim – rzekł znacznie więcej.
Zaprosił ekipę na zaplecze gabinetu. Laboratorium było świetnie wyposażone, urządzenia i środki do transfuzji przygotowane, trzy kwadranse opowiadania o możliwościach wspomagania – nagrane. Seppelt podtrzymywał znajomość z lekarzem, dostał potwierdzenie wszelkich usług na piśmie – w e-mailach.
Zmiany w paszportach
Reporterzy nagrali także wizytę w aptece w Nairobi, gdzie, wedle wskazówek, w środki wspomagające trening, legalne i nielegalne, mieli się zaopatrywać biegacze kenijscy.
Na ścianach zdjęcia z wielkich maratonów, pod ladą do kupienia EPO, bez problemów.