Łowcy nagród z doliny Rift

Pada mit, że kenijskie sukcesy w biegach to tylko geny, długa droga do szkoły i wysokogórskie treningi. Jest też doping, jak wszędzie.

Publikacja: 03.11.2012 19:00

Łowcy nagród z doliny Rift

Foto: ROL

Zaczęło się w maju 2012 roku, gdy dziennikarz telewizyjny Hans-Joachim „Hajo" Seppelt pracujący dla niemieckiej stacji ARD pojechał do Kenii, bo dostał cynk. Trop podsunęła osoba skazana za przewinienia dopingowe. Podała nazwisko i adres lekarza, który zajmował się dopingiem krwi. Wkrótce służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo ogłosiły, że to związki fosforu.

Seppelt przyjechał do Nairobi, podając zawód – agent sportowy. Znalazł lekarza, sfilmował ukrytą kamerą wyznania, które nie zostawiły wiele miejsca na wątpliwości. Doktor pokazywał próbki krwi z nazwiskiem Pameli Jelimo, mistrzyni olimpijskiej na 800 m z Pekinu (ale nie łączył jej z programem dopingowym), tłumaczył, że pomaga wielu atletom, nie tylko z Kenii, także z USA, Etiopii, Bahrajnu, Kataru i Jamajki. Gdy dostał ofertę stałej współpracy, jako doradca medyczny dla sportowców trenujących na obozie wysokogórskim – rzekł znacznie więcej.

Zaprosił ekipę na zaplecze gabinetu. Laboratorium było świetnie wyposażone, urządzenia i środki do transfuzji przygotowane, trzy kwadranse opowiadania o możliwościach wspomagania – nagrane. Seppelt podtrzymywał znajomość z lekarzem, dostał potwierdzenie wszelkich usług na piśmie – w e-mailach.

Zmiany w paszportach

Reporterzy nagrali także wizytę w aptece w Nairobi, gdzie, wedle wskazówek, w środki wspomagające trening, legalne i nielegalne, mieli się zaopatrywać biegacze kenijscy.

Na ścianach zdjęcia z wielkich maratonów, pod ladą do kupienia EPO, bez problemów.

Dziennikarz dodał także rozmowę z duńskimi kontrolerami dopingu, którzy mieli próbki krwi niektórych kenijskich biegaczy z lat 2008 – 2010. Duńczycy wskazywali znaczące zmiany w „paszportach biologicznych", które wskazywały na ślady niedozwolonych manipulacji.

Program ukazał się w ARD  jeszcze w maju. Oddźwięk był niewielki, jeśli nie liczyć wydanego przez władze kenijskie nakazu rejestrowania się wszystkich agentów sportowych przyjeżdżających do kraju.

Lekarze – inwestorzy

Dziennikarz nie miał wielu dowodów na to, kto konkretnie kupował środki dopingowe. Właściciel apteki mówił o sławnych klientach, wymienił m.in. nazwisko Patricka Macau – rekordzisty świata w biegu maratońskim (2:03.38), ale choć sprzedał dziennikarzom EPO, zastrzegał, że sławom oferował jedynie suplementy diety i odżywki.

Pewien efekt pracy Seppelta jednak był. W lipcu okazało się, że czwórka kenijskich lekkoatletów została złapana na dopingu. Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych (IAAF) potwierdziło wpadkę na stosowaniu sterydów przez Mathewa Kisorio – jednego z najszybszych na świecie w półmaratonie (58.46), 10. na mecie maratonu w Bostonie w 2012 roku.

Ronald Kipchumba to były mistrz świata juniorów na 3000 m z przeszkodami, złapano go po maratonie w Linzu (ślady EPO). Rael Kiyara, mistrzyni maratonu w Hamburgu, brała sterydy tak samo jak Jemima Jelagat Sumgong, która wygrała tegoroczne biegi maratońskie w Castellón i Las Vegas i była druga w Bostonie. Cała czwórka była w kadrze na igrzyska w Londynie. IAAF podała, że ma jeszcze dziewięć podejrzanych przypadków, ale nie ma pewności, więc kar nie będzie.

W lipcu Hajo Seppelt znów pojechał do Kenii, by przeprowadzić rozmowy z Kisorio i zbadać inne przypadki.

Biegacz powiedział dziennikarzom: w całym kraju są lekarze, którzy oferują pomoc dopingową, zwłaszcza tam, gdzie są obozy biegowe. Że są „inwestorami" – każą płacić sobie niewiele, tylko za część kuracji, ale spodziewają się udziałów z przyszłych nagród zdobywanych w dobrze płatnych biegach w Europie, Azji i USA.

Te wyznania zdenerwowały szefa kenijskiego związku lekkoatletycznego (Athletic Kenya – AK) Isaiaha Kiplagata. Szef szybko znalazł wroga – trenerów zagranicznych. Nakazał im opuszczenie Kenii w ciągu tygodnia, jeśli nie mają pozwolenia na pracę. Straszył też dziennikarzy karą za samo filmowanie budynku AK w Nairobi. W końcu wydał kilka oświadczeń, które brzmiały jednako: doping to wymysł Zachodu, zazdrosnej o sukcesy Europy. Zaprzeczył nawet tym przypadkom, które potwierdziły jego federacja i IAAF.

Zamknąć granice

Fragmenty oświadczenia Kiplagata: „Zagraniczni trenerzy mieszali krew kenijskich biegaczy z takimi środkami, które powodowały wykrycie dopingu. Byli odpowiedzialni za powiadamianie o tym zachodnich mediów i karmili ich dopingowymi kłamstwami...".

W Londynie biegowa drużyna Kenii odniosła kilka efektownych zwycięstw (Ezekiel Kemboi na 3000 m z przeszkodami, David Rudisha na 800 m), ale tak naprawdę w porównaniu z Pekinem była klęska. Kenia skończyła igrzyska na 28. miejscu w klasyfikacji medalowej (cztery lata wcześniej było 13.). Szczególnie bolesna była porażka w maratonie z biegaczem z Ugandy. Komentowano brak w składzie Patricka Makau, rekordzisty świata, który był pewnym kandydatem do złota.

Kenijskie władze sportowe najpierw uznały, że świat ich podejrzał, skopiował metody, wykorzystał gościnność na płaskowyżach. Urzędnicy apelowali, by zamknąć granice, zwłaszcza ośrodki w Iten i Eldoret przed obcymi sportowcami.

Lepsza współpraca

Przypomniano jednak Kenii dopingowe oskarżenia z wiosny i lata. W październiku z wizytą pojawił się przewodniczący Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) John Fahey. W języku oficjalnym – wizyta miała znaczenie dla nawiązania lepszej współpracy rządu i policji kenijskiej z WADA w celu wykrywania dopingu na podstawie konkretnych danych, a nie doniesień mediów. W praktyce Fahey pogroził palcem i nakazał rzetelne kontrole.

Przewodniczący AK Isaiah Kiplagat nagle zmienił zdanie i potwierdził oskarżenia Seppelta. Oficjalnie przyznał, że Kenia nie jest wolna od dopingu, choć wroga w osobach zachodnich trenerów też wciąż widzi. Przyznał, że są w Kenii lekarze oferujący doping, ale do końca grudnia zostaną aresztowani i osądzeni jako przestępcy.

Od przyszłego roku każdy organizator biegu w Kenii będzie musiał mieć na miejscu atestowany sprzęt do pobierania próbek krwi i moczu.

Nie wszystkim w Kenii to się podoba, prasa wciąż cytuje opinie: „To początek kampanii szkalującej kenijskich biegaczy, przylepiania im dopingowej etykietki. Zachód chce wszelkimi sposobami przerwać naszą dominację".

Niech biegają

Pamela Jelimo nie zabrała głosu w sprawie łączenia jej z dopingiem, Patrick Makau stanowczo zaprzeczył wszelkim oskarżeniom i podejrzeniom. Wygrał niedawno maraton we Frankfurcie w czasie 2:06.08, choć z zapowiadanego pobicia własnego rekordu nic nie wyszło.

Świat patrzy na Kenijczyków coraz bardziej podejrzliwie, niektórzy organizatorzy europejskich biegów stwierdzili, że będą różnicować nagrody za sukcesy: wygra Europejczyk – dostaje pełną pulę, wygra Kenijczyk – nagroda będzie symboliczna, tym bardziej że biegaczom z doliny Rift zarzuca się także ustawianie biegów i planowe łowienie nagród. Już słychać o niepewnej przyszłości cyklu World Marathon Majors, w którym mistrz dostaje 500 tys. dolarów premii.

Są też głosy, żeby dać Kenijczykom spokój, niech biegają i zarabiają z dopingiem czy bez, bo w końcu większość z nich, gdy coś zarobi, to przesyła dochód do wiosek rodzinnych, buduje sierociniec czy szpital. Kto był w ubogiej Kenii, ten wie, że potrzebujących nie brakuje.

Pamela Jelimo

Miała 18 lat, gdy została mistrzynią olimpijską w biegu na 800 m w Pekinie. W 2008 roku nie przegrała żadnego wyścigu, zdobyła też premię 1 mln dolarów za zwycięstwo w Złotej Lidze. Przez kolejne trzy lata nie była w stanie powtórzyć żadnego z poprzednich sukcesów. W tym roku została halową mistrzynią świata, w Londynie była tylko czwarta. Łączona z kliniką kenijskiego lekarza oferującego doping krwi.

Zaczęło się w maju 2012 roku, gdy dziennikarz telewizyjny Hans-Joachim „Hajo" Seppelt pracujący dla niemieckiej stacji ARD pojechał do Kenii, bo dostał cynk. Trop podsunęła osoba skazana za przewinienia dopingowe. Podała nazwisko i adres lekarza, który zajmował się dopingiem krwi. Wkrótce służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo ogłosiły, że to związki fosforu.

Seppelt przyjechał do Nairobi, podając zawód – agent sportowy. Znalazł lekarza, sfilmował ukrytą kamerą wyznania, które nie zostawiły wiele miejsca na wątpliwości. Doktor pokazywał próbki krwi z nazwiskiem Pameli Jelimo, mistrzyni olimpijskiej na 800 m z Pekinu (ale nie łączył jej z programem dopingowym), tłumaczył, że pomaga wielu atletom, nie tylko z Kenii, także z USA, Etiopii, Bahrajnu, Kataru i Jamajki. Gdy dostał ofertę stałej współpracy, jako doradca medyczny dla sportowców trenujących na obozie wysokogórskim – rzekł znacznie więcej.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Lekkoatletyka
Klaudia Siciarz kończy karierę. Niespełniona nadzieja polskich płotków
Lekkoatletyka
Justyna Święty-Ersetic: Umiem obsłużyć broń. Życie wojskowe nie jest mi obce
Lekkoatletyka
Najlepsi lekkoatleci świata przyjadą do Torunia. „Osiągamy sufit”
Lekkoatletyka
Wielkie święto biegaczy. Półmaraton Warszawski znów zapisał się w historii
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Lekkoatletyka
Wojciech Nowicki nie składa broni. Dźwiga cztery samoloty miesięcznie