Reklama
Rozwiń

Najstarszy maratończyk świata zakończył karierę

Zaczął biegać w wieku 89 lat, skończył parę tygodni przed 102. urodzinami. Najstarszy maratończyk świata Fauja Singh, „Tornado w turbanie”, ogłosił koniec kariery

Publikacja: 02.03.2013 00:01

„Sports Illustrated" tekst o nim zatytułował po prostu „The Runner" – biegacz, ten biegacz. Drobny mężczyzna w charakterystycznym żółtym, albo raczej szafranowym turbanie i sporą siwą brodą zasłaniającą ciemną twarz. Ostatni maraton zaliczył niespełna dwa lata temu, 16 października 2011 roku w Toronto, jeszcze jako 100-latek. Już wtedy zapowiadał, że czas powoli kończyć z tym zajęciem.

Z jego datą urodzenia jest problem. W brytyjskim paszporcie, który ma od kilkunastu lat, stoi napisane – 1 kwietnia 1911. Ale urząd indyjski poproszony o weryfikację przez komitet Światowych Rekordów Guinnessa odpisał, że w 1911 roku w ojczyźnie Fauji Singha nie prowadzono rejestrów narodzin. Metryki zatem nie ma. Jest słowo biegacza, który do 90. roku życia nie miał pojęcia, że metryka może się mu kiedyś przydać. Do listu gratulacyjnego na stulecie od królowej Elżbiety II wystarczył paszport.

Fauja znaczy po pendżabsku „generał". Urodził się w wiosce Beas Pind, w regionie Jalandhar, w sikhijskim stanie Pendżab. Najmłodszy z czwórki dzieci, wydawało się, że najsłabszy, bo nie nauczył się chodzić do piątego roku życia. Trochę jednak w młodości biegał, ale większość życia spędził, pracując na rodzinnej farmie. Przebudzenie do biegów przyszło w okolicznościach tragicznych. W 1992 roku zmarła mu żona, zaraz potem stracił najstarszą córkę, przy porodzie trzeciego dziecka. Dwa lata później, gdy szedł z synem podczas wichury po polu, porwany przez potężny podmuch kawał falistej blachy obciął głowę Kuldipa Singha.

Został sam, bo piątka starszych dzieci wyjechała za granicę. Pomogła mu wspólnota sikhijska, ściągnęła do Wielkiej Brytanii, do syna. Tam spotkał Harmandera Singha, entuzjastę biegania, organizatora zawodów. Harmander zaprosił go, zachęcił do startu w sprincie. Fauja poznał innych biegaczy, maratończyków, którzy przekonywali go, by z nimi trenował. Mówili: – Zapomnisz o bólu istnienia. Zobaczył maraton w telewizorze i zdecydował, że chce biegać. Harmander Singh został jego trenerem. Na pierwszy trening Fauja Singh przyszedł w trzyczęściowym garniturze i sportowych butach. Potem już wiedział, jak wygląda dobry sprzęt. W 2004 roku został twarzą Adidasa. Firma wzięła go do reklamówki, obok Davida Beckhama i Muhammada Alego. Pieniądze za nagranie oddał na cele dobroczynne. Potem zaczął w biegach zbierać fundusze na określone cele: brytyjską fundację wspomagającą chorych na serce i organizację Bliss, która pomaga wcześniakom. Wymyślił hasło: „Najstarszy biegnie dla najmłodszych".

Pierwszy maraton przebiegł w 2000 roku w Londynie, potem jeszcze siedem: cztery w stolicy Wielkiej Brytanii, dwa w Toronto i jeden w Nowym Jorku. Rekord życiowy – 5:40 godz. ustanowił w Kanadzie w 2003 roku. – Z tragedii biorą się też sukcesy i szczęście – mówił dziennikarzom na mecie. Szczęście dla niepiśmiennego rolnika to podróże po całym świecie, spotkania z dygnitarzami i pobyty w pięciogwiazdkowych hotelach. Angielskiego nigdy się nie nauczył, mówi po pendżabsku, ale Harmander zawsze tłumaczy.

W Toronto, po ostatnim maratonie (3851. miejsce, czas 8:25 godz., wyprzedził piątkę biegaczy) pytano go, czy rezygnuje, bo coś go boli po biegu. – Nie, to nie jest ból. Ból to śmierć, którą często oglądałem przez długie życie. Ból to pokrwawione kończyny i przeciążone ścięgna. Mnie nic nie boli, ja po prostu jestem już wyczerpany – mówił. Kiedyś dawał sobie radę z wyczerpaniem, bo ono poprzedzało euforię, jakiś rekord. Ale i to minęło.

Rekordów świata w swej kategorii wiekowej ma mnóstwo, właściwie na każdym dystansie od 100 m do maratonu. Trzy dni przed ostatnim maratonem poszedł na stadion w Toronto i tam, na bieżni, zmierzono mu po kolei: 100 m – 23,40, 200 m – 52,23, 400 m – 2.13,48, 800 m – 5.32,18, 1500 m – 11.27,00, 1 mila – 11.53,45, 3000 m – 24.52,47 i 5000 m – 49.57,39.

Na mecie maratonu miał czekać przedstawiciel Guinnessa, ale nie czekał. Bez niego też było pięknie. Obok biegli rodacy z Pendżabu, ludzie klaskali i śpiewali, niesiony zapałem biegł na początku za szybko, aż trener musiał go hamować. Po szóstej mili już sam dreptał, a po 18. wziął mały masaż, wypił herbatę i spacerował. Harmander Singh i tak się trochę obawiał, czy dojdzie, więc trochę oszukiwał, mówiąc, że do mety jest mniej, niż naprawdę było. Fauja prawdę poznał dopiero, gdy rozpoznał napis: meta.

Jeszcze kilkanaście miesięcy biegał na dystansach, które nazywał krótkimi: 5 i 10 km. Opowiadał w gazetach o swej diecie (małe porcje, dużo warzyw, unikać mleka, pić wodę i herbatę z imbirem) i prostych przepisach na długowieczność: długi sen, pozytywne myśli. O tym, że maratony do 35 kilometra biega się łatwo, a potem to biegnie się, rozmawiając z Bogiem.

W ostatnią niedzielę lutego 2013 roku pobiegł w Hongkongu wśród 72 tysięcy innych zapaleńców na 10 km, zmierzono mu czas 1:32 godz. Jeszcze raz towarzyszyła mu grupa miejscowych sikhów, jeszcze raz ludzie bili brawo, jeszcze raz był ważniejszy niż zwycięzca. – Mam nadzieję, że ludzie o mnie nie zapomną. Może jeszcze zaproszą na biegi, choć nie będę już startować – powiedział.

Trener Harmander Singh wierzy, że Fauja Singh będzie pamiętany zawsze. – Każdy, kto go spotkał albo o nim usłyszał, mówi, że skoro on potrafił, to i inni mogą iść w jego ślady. Opowiadamy o nim, że jest naszym pradziadkiem, ale on stał się pradziadkiem wszystkich biegaczy – mówi.

Lekkoatletyka
Diamentowa Liga. Armand Duplantis i Jakob Ingebrigtsen wrócą do Polski po pierścień
Lekkoatletyka
Sebastian Chmara prezesem PZLA. Nie miał konkurencji
Lekkoatletyka
Medal po latach. Polacy trzecią drużyną Europy w Gateshead
Lekkoatletyka
Ile kosztuje sprzęt do biegania? Jak i gdzie trenować? Odpowiedzi w Zakopanem
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Lekkoatletyka
Rebecca Cheptegei nie żyje. Olimpijka została podpalona żywcem
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku