„Sports Illustrated" tekst o nim zatytułował po prostu „The Runner" – biegacz, ten biegacz. Drobny mężczyzna w charakterystycznym żółtym, albo raczej szafranowym turbanie i sporą siwą brodą zasłaniającą ciemną twarz. Ostatni maraton zaliczył niespełna dwa lata temu, 16 października 2011 roku w Toronto, jeszcze jako 100-latek. Już wtedy zapowiadał, że czas powoli kończyć z tym zajęciem.
Z jego datą urodzenia jest problem. W brytyjskim paszporcie, który ma od kilkunastu lat, stoi napisane – 1 kwietnia 1911. Ale urząd indyjski poproszony o weryfikację przez komitet Światowych Rekordów Guinnessa odpisał, że w 1911 roku w ojczyźnie Fauji Singha nie prowadzono rejestrów narodzin. Metryki zatem nie ma. Jest słowo biegacza, który do 90. roku życia nie miał pojęcia, że metryka może się mu kiedyś przydać. Do listu gratulacyjnego na stulecie od królowej Elżbiety II wystarczył paszport.
Fauja znaczy po pendżabsku „generał". Urodził się w wiosce Beas Pind, w regionie Jalandhar, w sikhijskim stanie Pendżab. Najmłodszy z czwórki dzieci, wydawało się, że najsłabszy, bo nie nauczył się chodzić do piątego roku życia. Trochę jednak w młodości biegał, ale większość życia spędził, pracując na rodzinnej farmie. Przebudzenie do biegów przyszło w okolicznościach tragicznych. W 1992 roku zmarła mu żona, zaraz potem stracił najstarszą córkę, przy porodzie trzeciego dziecka. Dwa lata później, gdy szedł z synem podczas wichury po polu, porwany przez potężny podmuch kawał falistej blachy obciął głowę Kuldipa Singha.
Został sam, bo piątka starszych dzieci wyjechała za granicę. Pomogła mu wspólnota sikhijska, ściągnęła do Wielkiej Brytanii, do syna. Tam spotkał Harmandera Singha, entuzjastę biegania, organizatora zawodów. Harmander zaprosił go, zachęcił do startu w sprincie. Fauja poznał innych biegaczy, maratończyków, którzy przekonywali go, by z nimi trenował. Mówili: – Zapomnisz o bólu istnienia. Zobaczył maraton w telewizorze i zdecydował, że chce biegać. Harmander Singh został jego trenerem. Na pierwszy trening Fauja Singh przyszedł w trzyczęściowym garniturze i sportowych butach. Potem już wiedział, jak wygląda dobry sprzęt. W 2004 roku został twarzą Adidasa. Firma wzięła go do reklamówki, obok Davida Beckhama i Muhammada Alego. Pieniądze za nagranie oddał na cele dobroczynne. Potem zaczął w biegach zbierać fundusze na określone cele: brytyjską fundację wspomagającą chorych na serce i organizację Bliss, która pomaga wcześniakom. Wymyślił hasło: „Najstarszy biegnie dla najmłodszych".
Pierwszy maraton przebiegł w 2000 roku w Londynie, potem jeszcze siedem: cztery w stolicy Wielkiej Brytanii, dwa w Toronto i jeden w Nowym Jorku. Rekord życiowy – 5:40 godz. ustanowił w Kanadzie w 2003 roku. – Z tragedii biorą się też sukcesy i szczęście – mówił dziennikarzom na mecie. Szczęście dla niepiśmiennego rolnika to podróże po całym świecie, spotkania z dygnitarzami i pobyty w pięciogwiazdkowych hotelach. Angielskiego nigdy się nie nauczył, mówi po pendżabsku, ale Harmander zawsze tłumaczy.