Są organizowane wszędzie, od Akry do Zurychu. Mają maratony swój Wielki Szlem i swoich idoli. Choć w telewizji wyglądają jak barwne festyny i sportowe święta, improwizacji w nich niewiele. To biznes.
Te najważniejsze od 2006 roku mają swoją organizację: World Marathon Majors (WMM). Dziś tworzy ją wielka szóstka: Tokio (luty), Boston (środek kwietnia), Londyn (koniec kwietnia), Berlin (wrzesień), Chicago (październik) i Nowy Jork (listopad). Co dwa lata dołącza z urzędu maraton mistrzostw świata, co cztery bieg olimpijski.
Kto dobrze spisuje się w cyklu WMM, ten zdobywa punkty, punkty tworzą klasyfikację, jej zwycięzcy co roku dostają po pół miliona dolarów. To zachęta dla elity, ale także pokaz siły całego przedsięwzięcia. Inne wskaźniki też są efektowne: maratony Wielkiego Szlema ogląda co roku 5 mln ludzi na trasie, ćwierć miliarda przed telewizorami. Chce w nich startować 300 000 osób, startuje połowa, bo ulice nie są gumy. Szacunki ekonomistów mówią o 400 mln dolarów dochodu generowanego tylko przez wielką szóstkę, około 80 mln stanowią kwoty zebrane na działalność charytatywną, to jeden z największych pozytywów biegowej pasji, jaka opanowała świat.
Są dyskusje, który maraton najlepszy, największy, najbardziej prestiżowy, ale historycznej roli maratonu nowojorskiego nikt nie podważy. W 2010 r. do mety w Central Parku dobiegło 44 977 osób, to wciąż rekord świata. W 2012 r. huragan Sandy skasował bieganie po ulicach Wielkiego Jabłka, więc listę frekwencji otworzyło Chicago (37 475 uczestników na mecie), potem były kolejno Londyn, Tokio, Berlin, Paryż i Osaka. Widać od razu, że globalny rynek tworzą trzy centra: USA (siedem z 15 największych maratonów świata), Japonia i zachód Europy.
Żeby być w biznesie, Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych (IAAF) stworzyło klasyfikację maratonów. Stąd etykiety przyznawane wedle ustalonych standardów dotyczących poziomu organizacji, sposobu pomiaru czasu, przygotowania trasy, obsługi medialnej, zasięgu międzynarodowego, klasy uczestników oraz ochrony medycznej (także badań antydopingowych) i ogólnego bezpieczeństwa.