Zapomniana królowa

MŚ w Moskwie. Zaczęły się w sobotę, polską siłą będą przede wszystkim rzuty dyskiem, młotem i pchnięcie kulą.

Publikacja: 10.08.2013 01:01

Zapomniana królowa

Foto: ROL

Na mistrzostwa świata jadą w barwach biało-czerwonych ci, którzy zdobyli minima. Tyle że minima nie wygrywają, wygrywają talent, praca i zdrowie oraz pieniądze.

Polska lekkoatletyka z niecierpliwością czeka na mistrzostwa, bo to rzadka okazja, gdy o naszych sławach bieżni i rzutni słychać wreszcie trochę więcej. Nie ma co czarować – olimpijskie złoto Tomasza Majewskiego kilka tygodni zachwyca, ale potem lekkoatletyczne życie wraca na stare tory: gdzieś tam na małych stadionach ambitni młodzi ludzie skaczą, biegają i rzucają, Majewski przechodzi operację, ktoś wygrywa na mityngu, a zwykły Polak o tym wie mało albo nic.

Wyraźnie czuje się ten sezonowy smutek, w czasie między igrzyskami, mistrzostwami świata i Europy, gdy nawet rekord kraju jest informacją na drugim planie, daleko po rewelacjach ligowych i transferowych w piłce nożnej lub porażkach siatkarzy. Przed mistrzostwami wypada przypomnieć sobie o gwiazdach, o tradycjach, jak zawsze policzyć szanse medalowe, pokiwać z troską głową nad tym, że działacze wybrali tych, a nie innych, aby potem rozliczyć ich z zapowiedzi.

Tak wypada, bo mistrzostwa świata w lekkiej atletyce to wciąż jedna z największych imprez sportowych świata, no i jakiś polski medal niemal zawsze się pojawia, a z nim chwila ułudy, że w najbardziej klasycznym z klasycznych sportów jeszcze się trochę liczymy.

Tak się robi historię

Edward Szymczak, doskonały trener, ten, który stworzył kiedyś polską szkolę kobiecej tyczki, mówi: – Polska lekkoatletyka trochę mi przypomina duże dziecko, nawet wyrośnięte, z możliwościami, ale wciąż niedożywione i wiecznie głodne. Nikt o nie przesadnie nie dba, jakoś się samo chowa. Mówiąc wprost – to zaniedbane dziecko to polskie kluby lekkoatletyczne, ledwie dyszące, z kilkoma zapaleńcami trenerami, którzy pracują jak ja za 600 zł miesięcznie, ze zniszczonymi stadionami i marnym zapleczem.

Kto nie widział, niech zobaczy film dokumentalny Marcina Rosengartena „Tomasz Majewski. Tak robi się historię” i sceny z siłowni ciechanowskiego klubu (najbliższa emisja w sobotę w TVP Sport o 21.05), gdzie, jak pokazuje główny bohater, nic się nie zmieniło od 17 lat.

Od kilku lat nie ma też w zapowiedziach startu polskich lekkoatletów w mistrzostwach świata wielkiej pompy i wielkich obietnic. Wyblakły wspomnienia wunderteamu i znormalniały opisy polskich możliwości. Wygląda na to, że pogodziliśmy się z faktem, że mamy swoje specjalizacje, mamy kilka znakomitości, które potrafią zdobyć medale i przesłonić fakt, że za nimi nie ma już tak wiele do podziwiania.

Tak jest i tym razem. Reprezentacja na Moskwę jest duża, ale nie można liczyć, że przyjedzie z nich z workiem medali. W tej kwestii mamy w zasadzie normę – w mistrzostwach świata w Berlinie startowało 47 osób, dwa lata później w Daegu – 43, rok temu w Londynie – 60, teraz 55. Efekty liczone w medalach są jak w kapryśnym rozkładzie statystycznym: 2009 – 8, 2011 – 1, 2012 – 2. Średnio wychodzą 4 na imprezę, tyle w Moskwie naprawdę zadowoliłoby wszystkich.

Trzy–cztery medale to byłby wielki polski sukces w Moskwie

O tych niemal pewnych medalach powiedziano i napisano już dużo: lider światowego rzutu dyskiem Piotr Małachowski, trzecia na listach światowych w rzucie młotem Anita Włodarczyk oraz podwójny mistrz olimpijski w pchnięciu kulą Tomasz Majewski otwierają listę nadziei i nikt nie zaprzeczy, że słusznie, nawet jeśli Majewski podkreśla, że o złocie nie ma mowy, bo stracił ze względu na operację 50 dni treningu.

Prezes PZLA Jerzy Skucha po cichu wierzy też w innych. Przecież już chyba wyczerpała limit porażek wieloboistka Karolina Tymińska, a młody młociarz Paweł Fajdek zapłacił frycowe podczas mistrzostw świata w Daegu. Teraz poleciał do Moskwy z piątym wynikiem sezonu i wsparciem niezmordowanego seniora Szymona Ziółkowskiego. Dyskobolka Żaneta Glanc była już w Berlinie czwarta, wie, co to wielkie imprezy. Trochę znikąd pojawili się dwaj oszczepnicy Łukasz Grzeszczuk i Marcin Krukowski, którzy w maju przesunęli rekordy życiowe poza granicę 83 m. Przypadku nie ma – jeśli szukać pozytywnego trendu w polskiej lekkiej atletyce, to jest nim na pewno rozwój rzutów.

W świecie dobrze płatnych mityngów miotacze nie są przesadnie rozpieszczani, jeśli się ich zaprasza, to na początek zawodów, raczej na rozgrzewkę publiczności. Są oczywiście kraje (Finlandia, Niemcy), gdzie rzuty się ceni, ale świat zwykle patrzy z zachwytem na sprinty, skoki i sztafety.

Patrzmy na sztafety

Czasy „białych błyskawic” z orzełkiem na piersiach minęły już dawno, polski udział w sprintach indywidualnych jest już raczej symboliczny. Nawet gdy po dyskwalifikacjach znika z bieżni połowa reprezentacji USA i Jamajki, to ci, co zostają, w dalszym ciągu są znacznie lepsi od Polek i Polaków. Pozostają sztafety, w których sporo można nadrobić zgraniem zmian, zdarzają się dyskwalifikacje i inne niespodzianki, ale i tutaj od paru lat coraz trudniej o polskie medale. W Moskwie pobiegną wszystkie cztery biało-czerwone sztafety, więc może zdarzyć się medal, bo rachunek prawdopodobieństwa dopuszcza takie przypadki.

Rachunek ekonomiczny jest jednak dość oczywisty: jedna reprezentacyjna sztafeta to 15 osób objętych każdego roku szkoleniem centralnym. Są opinie, że może lepiej, wbrew pięknym wspomnieniom, przekazać sztafetowe pieniądze na trening najzdolniejszych młodych lekkoatletów w konkurencjach indywidualnych, zwłaszcza technicznych, bo tu jeszcze widać szanse na przyszłe sukcesy.

Rzuty to potwierdzają, ale skoki już nie. W Moskwie raczej nie będzie wielkich polskich wyczynów nad poprzeczkami, bo rozsypała się trójka finalistów tyczki z Daegu. Paweł Wojciechowski drugi rok leczy kontuzje, zakończyła karierę Monika Pyrek, Anna Rogowska nie może odnaleźć mistrzowskiej formy, a za nimi jest pustka. Niedawny rekord Polski Kamili Stepaniuk w skoku wzwyż (1,99 – daje Polce 4. miejsce w rankingu) to jest wprawdzie sygnał poprawy, ale naprawdę jednostkowy.

Dzielna Dominika

W biegach średnich jeszcze niedawno wydawało się, że para Adam Kszczot i Marcin Lewandowski zawojuje świat, ale konkurencja na 800 m, nawet bez Davida Rudishy, jest bardzo wymagająca. Kszczot zmienił trenera i walczył z kontuzjami, Lewandowski szukał nowych bodźców treningowych poprzez wydłużenie dystansu – co z tego wyniknie, pokaże stadion na Łużnikach. Wyniki z mityngów nie zapowiadały wybuchów formy.

Z biegami długimi problem ma nie tylko Polska. Przeciwstawić się Kenii i Etiopii mogą tylko nieliczni rywale z innych krajów i to też z rodzinnymi korzeniami w Afryce. Na mistrzostwa wysyłamy kilka osób, które zapewne wstydu nie przyniosą, choć więcej obiecywać nie trzeba. Przy tej okazji warto wspomnieć, że minimum na 5000 m zdobyła Dominika Nowakowska ze Smętowa Granicznego, instruktorka wychowania fizycznego (na pół etatu), jedyna osoba, która nie skorzystała z pomocy PZLA, nie była objęta szkoleniem centralnym. Po prostu trenowała koło Lęborka za swoje i męża i dała radę wypełnić normę. Ma 3. czas w Europie, co oznacza 38. w świecie. Nawet jak przybiegnie do mety za gromadą Afrykanek, warto jej bić brawo, choć symbolu zwycięstwa polskiego lekkoatletycznego ducha nad materią raczej z niej nie róbmy.

11 sierpnia:


19.50


finał 100 m M

12 sierpnia:


17.00


finał skoku o tyczce M

18.30
finał rzutu młotem M

19.50
finał 100 m K

13 sierpnia:


17.00


finał rzutu dyskiem M

17.35
finał skoku o tyczce K

19.10
finał 800 m M

14 sierpnia:


6.30


chód na 50 km M

15 sierpnia:


17.00


finał skoku wzwyż M

16 sierpnia:


17.00


finał rzutu młotem K

18.10
finał pchnięcia kulą M

19.30
finał 4x400 m M

17 sierpnia:


13.30


maraton M

16.00
finał skoku wzwyż K

18.05
finał 200 m M

18 sierpnia:


16.10


finał 4x100 m K

16.40
finał 4x100 m M

Reprezentacja Polski na Moskwę

KOBIETY


200 m


– Marika Popowicz

1500 m
– Renata Pliś

5000 m
– Dominika Nowakowska

10 000 m
– Karolina Jarzyńska

3000 m
z przeszk. – Katarzyna Kowalska

Skok wzwyż
– Kamila Stepaniuk, Justyna Kasprzycka

Skok o tyczce
– Anna Rogowska

Trójskok
– Anna Jagaciak

Rzut dyskiem
– Żaneta Glanc

Rzut młotem
– Anita Włodarczyk

Siedmiobój
– Karolina Tymińska

Chód 20 km
– Katarzyna Kwoka, Paulina Buziak, Agnieszka Dygacz

4x100 m:
Marika Popowicz, Weronika Wedler, Marta Jeschke, Ewelina Ptak, Martyna Opoń

4x400 m:
Justyna Święty, Małgorzata Hołub, Iga Baumgart, Patrycja Wyciszkiewicz, Agata Bednarek

MĘŻCZYŹNI


200 m


– Karol Zalewski

800 m
– Adam Kszczot, Marcin Lewandowski

110 m ppł.
– Artur Noga

3000 m z przeszk.
– Krystian Zalewski, Mateusz Demczyszak

Skok wzwyż
– Szymon Kiecana

Skok o tyczce
– Robert Sobera

Pchnięcie kulą
– Tomasz Majewski, Jakub Szyszkowski

Rzut dyskiem
– Piotr Małachowski, Robert Urbanek

Rzut młotem
– Paweł Fajdek, Szymon Ziółkowski

Rzut oszczepem
– Łukasz Grzeszczuk, Marcin Krukowski

Chód 20 km
– Dawid Tomala, Rafał Augustyn

Chód 50 km
– Adrian Błocki, Grzegorz Sudoł, Łukasz Nowak

4x100 m:
Karol Zalewski, Jakub Adamski, Kamil Kryński, Artur Zaczek, Grzegorz Ziemniewicz, Robert Kubaczyk

4x400 m:
Marcin Marciniszyn, Kacper Kozłowski, Łukasz Krawczuk, Rafał Omelko, Patryk Dobek.

Lekkoatletyka
Lekkoatletyczny gwiazdozbiór już w sobotę w Łodzi. Czas na ORLEN Cup 2025!
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Lekkoatletyka
Copernicus Cup. Gwiazdy wystąpią w Toruniu
Lekkoatletyka
Orlen Cup. Natalia Bukowiecka zmienia dystans, zmierzy się z Ewą Swobodą
Lekkoatletyka
„Gwiazdy kontra gwiazdy”. Mistrzowskie pojedynki na Orlen Cup 2025
Lekkoatletyka
Bogaty rok lekkoatletów. PZLA ratyfikował 88 rekordów Polski