Chłopak z małego miasta

Jeśli kogoś namawiać do rzutu młotem, to tylko takich jak ja, z miast jak moje – mówi mistrz świata.

Publikacja: 14.08.2013 01:49

Paweł Fajdek – wolał młot od roweru

Paweł Fajdek – wolał młot od roweru

Foto: Rzeczpospolita, Yurij Kovaliov Yurij Kovaliov

Długo pamiętano mu ten nieszczęsny start olimpijski w Londynie. Jechał przecież po medal. Miesiąc i dwa wcześniej rzucał jak młody bóg: 81,39 m na mityngu w Montreuil-sous-Bois, ponad 80 m w Ostrawie i w mistrzostwach Polski.

A na stadionie olimpijskim w eliminacjach zaczął od wywrotki w kole, potem znów jakieś wygibasy i spalony, wreszcie rzut w miarę dobry, ale stopa wymknęła się spod kontroli i przy nazwisku Fajdek wyświetlono trzeci krzyżyk.

Miało być pięknie, zapowiedzi były dumne, a tu porażka, która dała mu etykietę – może mocny, może wielki talent, ale za nerwowy, technika wciąż do szlifowania, nie wiadomo, czy na wielkich imprezach będzie dawał sobie radę.

Ciężko po piachu

O tym starcie w igrzyskach mówił jako o celu, który postawił sobie dziesięć lat wcześniej, gdy na łące w Żarowie zaczynał bawić się młotem i wiedział, że niczym innym bawić się nie chce.

Żarów to jest miasteczko nieduże. Leży pośrodku dolnośląskiego trójkąta, jaki tworzą Wrocław, Wałbrzych i Legnica. Najbliżej jest z Żarowa do Świdnicy, ale skoro szpital powiatowy był na początku czerwca 1989 roku zamknięty, to mama Pawła pojechała rodzić drugiego syna do Świebodzic.

Dlatego teraz do mistrza świata chętnie przyznają się wszyscy: Żarów, Świebodzice, ale i Świdnica po linii powiatowej oraz Wrocław po wojewódzkiej.

Najpierw był jednak mały Żarów, szkoła podstawowa, bodaj czwarta klasa, gdy pani Jolanta Kumor, miejscowa nauczycielka wf., uparła się stworzyć z miejscowych dzieciaków grupę lekkoatletyczną. Ojciec Pawła, Waldemar Fajdek, miał wprawdzie pomysł, by z syna zrobić kolarza, bo sam bardzo lubił pędzić na rowerze, ale syn z racji sporej masy do pedałowania po dolnośląskich górkach się nie kwapił. – Było mu ciężko po piachu. Uciekł do młota. Strasznie był zresztą uparty – mówił tata. Dziś wie, że dobrze zrobił, iż nie trzymał chłopaka na siłę przy rowerze.

„Zielony Dąb"

Paweł Fajdek z początku trenował jak każdy: trzy–cztery razy w tygodniu, trochę biegów, trochę skoków, trochę rzutów. Ogólnorozwojówka, jak mówi się w żargonie, pomogła, bo młociarz, wbrew pozorom, musi być rozciągnięty i bardzo sprawny.

Z młotem było tak, że w Uczniowskim Lekkoatletycznym Klubie Sportowym „Zielony Dąb" jeden przyrząd przypadał na sześcioro dzieciaków, więc była kolejka. Czasem większa, gdy linka się urwała i ciężko było zdobyć nową. Ale była inspiracja. Dała ją wizyta mistrza olimpijskiego i mistrza świata Szymona Ziółkowskiego oraz jego ówczesnego trenera Czesława Cybulskiego. Po medalach w Sydney (2000) i Edmonton (2001) mistrz trochę jeździł po Polsce i opowiadał, jak dobrze być młociarzem. Trener dawał chętnym pierwsze plany treningowe.

„Zielony Dąb" brzmi ładnie, ale klub wygląda jednak dość skromnie, ot, kawał łąki za boiskiem klubu piłkarskiego „Zjednoczeni". Dlatego dziś Fajdek nie narzeka, gdy ćwiczy pod poznańskim mostem św. Rocha czy na boisku AZS Poznań.

Nowy trener

Trenował i startował, zapał i pracowitość miał od razu. Brat Dawid też zaczął, ale zrezygnował. Napisać, że Paweł był wtedy najlepszy, to nieprawda. W zawodach klubowych juniorów młodszych w 2005 roku stoi jak byk: przegrywał z Wojtkiem Dominikiem, w kuli też. W „Zielonym Dębie" był do 2007 roku, a potem nastolatka przygarnął Agros Zamość, bo w rodzimym klubie nie było pieniędzy, by dać zdolnemu chłopakowi chociaż 200 zł stypendium. Gmina Żarów też nie dała.

Czasem jeździł na konsultacje kadry do Warszawy, do trenera Krzysztofa Kaliszewskiego, który właśnie przejął także opiekę nad Ziółkowskim. Wyniki szły w górę: 2008 – 64,58 m; 2009 – 72,36 m, ale dopiero kolejna zmiana trenera i współpraca z Cybulskim od kwietnia 2010 roku dała skok, o jakim marzył młody młociarz. Trochę się bał tej zmiany, ale gdy robił to, co kazał szkoleniowiec, wyniki były. Został młodzieżowym mistrzem Europy (2011), mistrzem uniwersjady, zakwalifikował się na mistrzostwa świata w Daegu. Tam niewiele mógł zrobić, bo wystartował z kontuzją. Wreszcie przyszedł rok olimpijski i ten Londyn, o którym szybko chciał zapomnieć.

Przed Moskwą nie był tak pewny swego. W kwietniu znów miał kłopoty ze zdrowiem, bolał go staw skokowy i przecięty w kuchni palec, treningi uciekały, ale forma, o dziwo, nie. Wprawdzie magiczna granica 80 m pozostawała do 12 sierpnia 2013 roku niezdobyta, ale dwa razy po 79,99 m też robiło wrażenie.

Dla młociarza stabilizacja jest ważniejsza niż jednorazowe wyskoki. Wszyscy widzieli, jak wyszedł, machnął na Łużnikach 81,97 i rywali zamurowało. Mistrz świata w wieku 24 lat i 68 dni. To jest teraz rekord do pobicia.

O Pawle Fajdku będzie jeszcze głośno. Trener Cybulski zapowiada, że to dopiero początek, że w technice rzutów widzi takie rezerwy, że hej. Mistrz, jaki jest, każdy widzi: 186 cm wzrostu, 120 kg wagi w szczycie sezonu. Okulary na nosie (od szóstej klasy), choć wada wzroku w sumie niewielka, astygmatyzm i minus 1 dioptria w słabszym oku. Srebrne kolczyki w uszach i jeden stalowy na języku. Gdy Paweł miał 18 lat, przyszedł taki kaprys. Ale więcej biżuterii nie będzie. Stan cywilny wolny. Uczelnia: Wyższa Szkoła – Edukacja w Sporcie, Warszawa.

Stadion w Żarowie

W wolnych chwilach wpada do Żarowa i zachęca dzieciaki do kręcenia metalową kulą na lince. Może za parę lat i z tego coś będzie.

Wprawdzie w lutym tego roku burmistrz, dzieląc pieniądze, na sport dał „Zielonemu Dębowi" tylko 3 tysiące zł (piłkarzom „Zjednoczonych" 72,5 tysiąca, na siatkówkę i koszykówkę w „Chemiku" 9,5 tysiąca, szachistom z „Gońca" 8 tysięcy, piłkarzom ręcznym z „Głębokiej Purpury" 3,5 tysiąca), mniej dostali tylko dżudocy z Imbramowic i modelarze z klubu „Harcek", lecz przecież jest plan, by w Żarowie powstał stadion lekkoatletyczny. Prawdziwy, za 600 tysięcy zł. Połowę obiecał dać wojewoda w ramach akcji budowy stadionów w małych miasteczkach Dolnego Śląska.

Lekkoatletyka
Bogaty rok lekkoatletów. PZLA ratyfikował 88 rekordów Polski
Lekkoatletyka
Diamentowa Liga. Armand Duplantis i Jakob Ingebrigtsen wrócą do Polski po pierścień
Lekkoatletyka
Sebastian Chmara prezesem PZLA. Nie miał konkurencji
Lekkoatletyka
Medal po latach. Polacy trzecią drużyną Europy w Gateshead
Lekkoatletyka
Ile kosztuje sprzęt do biegania? Jak i gdzie trenować? Odpowiedzi w Zakopanem