Krótka kronika dotychczasowego żywota Bena-jąkały wygląda mniej więcej tak: przyjechał z Jamajki do Kanady, trenował sprinty, w 1987 roku podczas mistrzostw świata w Rzymie poprawił rekord świata na 100 m po raz pierwszy. Rok później podczas igrzysk w Seulu, dokładnie 24 września 1988 roku, poprawił rekord znów, 9,79 w finale wydawało się osiągnięciem niezwykłym. Trzy dni później złoty medal mu zabrano, testy wykazały, że brał stanozolol.
Wrócił po dyskwalifikacji w 1991 roku, następnego lata biegał po olimpijskich torach w Barcelonie, dobiegł tylko do półfinału. W 1993 roku znów go sprawdzono, tym razem znaleziono nadmiar testosteronu. Dyskwalifikacja dożywotnia. Po niej robił różne rzeczy: trenował syna Muammara Kaddafiego, ścigał się z końmi i samochodami, w końcu zajął się przygotowaniem fizycznym zwykłych obywateli Kanady w rodzimym stanie Ontario. Przede wszystkim stał się symbolem — personifikacją wszystkich dopingowych oszustów świata. Z niebytu wyciągnął go Jaimie Fuller. Postać znana w świecie producentów odzieży sportowej, Australijczyk, prezes Skins Compression Garments Pty Ltd., firmy, która przekonuje do nowoczesnych strojów sportowych uciskających ciało, co sprzyjać ma wynikom kolarzy, triathlonistów, narciarzy, krykiecistów, i wielu innych ludzi sportu, nawet golfistów (na liście klientów jest Rory McIlroy).
Jaimie Fuller to człowiek sukcesu, ale sławę zawdzięcza nie tylko biznesowi, ale też stylowi pracy. Mówią, że ekscentryk. – Ważna jest uczciwość, otwartość, pomysły i dynamizm, biznesplan raczej się nie sprawdza – twierdził nie raz, nieco zaskakując kolegów po fachu. Tak mniej więcej rozwinął Skins, kiedyś niemal bankruta, dziś firma ma siedzibę w Szwajcarii, dobre notowania i sporo kontraktów z federacjami sportowymi na całym świecie. Fuller to także marzyciel. Wymarzył sobie, pod wpływem dopingowych afer ostatnich miesięcy, że sport bez środków wspomagających jednak jest możliwy. Z początku tylko apelował, po aferze Lance'a Armstronga napisał zaangażowany list otwarty do szefa światowego kolarstwa Pata McQuaida, którego tak naprawdę chciał odsunąć od władzy, bo szef UCI jakby nie przystaje do Fullerowych norm prawdy i pojednania. Apel raczej nie był skuteczny, więc trzeba było zrobić drugi krok.
Wykonać go ma Ben Johnson.
Siedli w jednym z londyńskich hoteli i pogadali. Ben raz jeszcze opowiedział swoją historię. Jak zatrzymał seulski zegar na wyniku 9,79, jak wiedział, że biegnie z takimi jak on sam (sześciu z ósemki finalistów przyłapano wkrótce na dopingu), jak zawalił się mu świat, jak wiele zapłacił za chęć bycia najlepszym. Fuller wyciągnął laptop i pokazał Benowi Johnsonowi, dlaczego wytropił go w domu w Toronto.