Reklama
Rozwiń

Przygotowany na 97 procent

Kibice dają przewagę – mówi dwukrotny mistrz olimpijski o halowych mistrzostwach świata w Sopocie.

Publikacja: 07.03.2014 16:31

Tomasz Majewski mistrzem świata jeszcze nie był

Tomasz Majewski mistrzem świata jeszcze nie był

Foto: Fotorzepa, Roman Bosiacki RB Roman Bosiacki

Od 2004 roku halowe mistrzostwo świata zdobywali wyłącznie Amerykanie. Przypadek?

Tomasz Majewski:

Absolutnie nie. Im starty w zawodach tej rangi przychodzą znacznie łatwiej, bo praktycznie cały czas trzymają formę. Przed samymi imprezami poprawiają tylko detale i za każdym razem pchają bardzo daleko. To prawda, że szczególnie dobrze wychodziły im ostatnie imprezy i tym razem nie powinno być inaczej. Już ostatnie starty pokazały, że są bardzo dobrze przygotowani. Ja i David Storl jesteśmy w stanie z nimi wygrywać, ale na zbudowanie formy, która by na to pozwalała, potrzebujemy dużo czasu.

Do Sopotu ekipa USA dotarła w poniedziałek. Kilka dni spokojnych treningów w Ergo Arenie pomoże?

To chyba nawet nie chodzi o możliwość treningów, tylko o aklimatyzację. Oni jednak funkcjonują w innej rzeczywistości. Mają w stosunku do nas sześć – siedem godzin różnicy. Chociaż same treningi też mogą im trochę pomóc. Przez te parę dni wyczują koło, co w technice obrotowej jest bardzo ważne. Chodzi o to, że nawierzchnie w różnych obiektach różnią się od siebie. Te z drewna mogą być trochę śliskie, ale akurat w Sopocie tego problemu nie ma.

W lutym w tej hali wywalczył pan mistrzostwo kraju. Mimo to po zawodach był duży niedosyt. Dlaczego?

Technicznie zepsułem ten start, brakowało mi dynamiki, byłem zbyt wolny. Z tym że tak szybki jak choćby pięć lat temu nie będę, zdążyłem się pogodzić. Cóż, wiek robi swoje, więc muszę nadrabiać techniką i doświadczeniem. Na mistrzostwach Polski słabo to funkcjonowało, ale zapomnijmy już o tym. Najważniejsze, że z techniką jest dużo lepiej niż w ubiegłym sezonie. Wtedy prawa noga chodziła dużo wolniej niż teraz i właściwie wszystkie pchnięcia były w pewien sposób asekuranckie. Teraz idę normalnie za kulą.

W tym sezonie wprowadził pan nowe elementy do treningu, między innymi skoki z przysiadu na jak największą wysokość. Czemu ma to służyć?

Nie będę ukrywał, że towarzyszy temu jakaś wielka filozofia, bo tak nie jest. Trenuję już 18 lat i pewne rzeczy mi się po prostu nudzą. Potrzebuję zmian, nowych bodźców. To mi pomaga. Przyjemniej jest trenować, realizując nowe zadania. Dzięki temu nie grozi mi zastój.

Ostatni etap przygotowań przepracował pan w katarskiej Dausze. Skąd taki pomysł?

To jest po prostu najbliższe Polski miejsce z gwarancją pogody i doskonałymi warunkami do trenowania. Trenowałem w Akademii Aspire, miałem dla siebie halę, ćwiczyłem na zewnątrz. 25 stopni ciepła, przyjemnie. Jedynym problemem są korki. Zdarzały się dni, kiedy z hotelu na trening jechaliśmy ponad godzinę, ale tak już jest, kiedy w mieście jest dużo więcej samochodów niż ludzi. Poza tym miejsce bardzo miłe i cały czas się zmienia. Byłem w Dausze ósmy raz i za każdym razem widziałem coś nowego. Widać, że mają pieniądze i ich nie żałują. Niedawno zapowiedzieli, że w cztery lata zbudują cztery linie metra. Pewnie zbudują.

Wróćmy do mistrzostw. Kto faworytem? Whiting czy Storl?

Chyba jednak Whiting, który w wielu startach uzyskiwał świetne wyniki, jako jedyny pchnął w tym sezonie ponad 22 metry. David też pchał daleko, ale kilka dni temu w Berlinie widać było, że ma problem z lewym kolanem. Mam nadzieję, że to nic poważnego. Ta dwójka to główni kandydaci do złota. Ja jestem niby blisko, ale chyba nie dość blisko.

Dwukrotny mistrz olimpijski i dwa brązowe medale halowych mistrzostw świata. To nie wypada.

Ale ja na obu tych mistrzostwach pchałem naprawdę daleko. Wynik sprzed dwóch lat ze Stambułu – 21,72 – nadal jest rekordem Polski. Na kilku poprzednich mistrzostwach taki wynik dawałby mi szansę na złoto. Trafiałem po prostu na superimprezy z wyjątkowo wysokim poziomem i kończyło się na trzecich miejscach. Teraz jestem przygotowany na, powiedzmy, 97 procent. Zobaczymy, na ile to wystarczy.

Ważne dla pana jest to, że mistrzostwa odbędą się w Polsce?

Jasne. Będzie dodatkowa mobilizacja, motywacja, kibice dadzą przewagę. Myślę, że to będą mistrzostwa na najwyższym poziomie, z rekordami świata. Poprawienie rekordu zapowiedział amerykański siedmioboista Ashton Eaton, wysoko wzwyż będą skakali Rosjanin Iwan Uchow i Katarczyk Barshim, do rywalizacji kobiet wraca Blanka Vlasić. Będzie na co popatrzeć.

Na koniec muszę zapytać – wymarzone 22 metry już teraz czy jeszcze poczekamy?

Nie teraz. Spróbujemy w lecie. A jak się nie uda, to... jeszcze kiedyś.

— rozmawiał Jakub Gregorowicz

Od 2004 roku halowe mistrzostwo świata zdobywali wyłącznie Amerykanie. Przypadek?

Tomasz Majewski:

Pozostało jeszcze 98% artykułu
Lekkoatletyka
Diamentowa Liga. Armand Duplantis i Jakob Ingebrigtsen wrócą do Polski po pierścień
Lekkoatletyka
Sebastian Chmara prezesem PZLA. Nie miał konkurencji
Lekkoatletyka
Medal po latach. Polacy trzecią drużyną Europy w Gateshead
Lekkoatletyka
Ile kosztuje sprzęt do biegania? Jak i gdzie trenować? Odpowiedzi w Zakopanem
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Lekkoatletyka
Rebecca Cheptegei nie żyje. Olimpijka została podpalona żywcem
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku