Mistrzostwa świata są organizowane w Polsce pierwszy raz. Niespełna cztery lata temu Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych (IAAF) przyznało je Sopotowi prawie bez walki, bo Zagrzeb wycofał swoją kandydaturę przed decydującym głosowaniem i można było wykorzystać szansę. To najmniejsze miasto, jakie dostało tę ważną imprezę, ale dla współczesnej lekkoatletyki liczy się przecież także hala – nowa Ergo Arena nie musi bać się porównań ze światem; połączenia komunikacyjne, hotele i sprawność organizacyjna – w tych kwestiach miasto i okolice też mają sprawdzone możliwości.
Pod dachem Ergo Areny odbędzie się 26 konkurencji. Kto zna lekką atletykę, wie świetnie, że jak sprinty, to na 60 i 400 m, że sztafety to tylko 4x400 m, że biegi średnie pozostają takie jak na odkrytym stadionie (800 i 1500 m), ale długie to tylko 3000 m. Zamiast dziesięcioboju (panowie) i siedmioboju (panie) rozgrywa się siedmiobój i pięciobój, płotkarze i płotkarki ścigają się na 60 m, skoki nie mają ograniczeń, ale z rzutów pozostaje jedynie pchnięcie kulą.
Tyle jednak wystarczy, by przez trzy dni działo się wiele od rana do wieczora, choć jak wszyscy wiedzą: gwiazdy świecą o zmierzchu – ta zasada dotyczy również lekkoatletyki w hali i czasu rozgrywania finałów.
Silne biegi średnie
Atrakcje XV HMŚ zapowiadać można na kilka sposobów. Pierwszy, zwykle najważniejszy, dotyczy lokalnych sław. Czasy dla polskiej lekkiej atletyki są względnie dobre – trwa jeszcze pokolenie zasłużonych mistrzów i mistrzyń, kiełkuje parę talentów. Hala dla Polaków nie jest zła. Choć nasza ostatnia medalowa specjalność: rzut młotem i dyskiem w niej niedostępne, to jest pchnięcie kulą i budzi natychmiastowe skojarzenie z podwójnym mistrzem olimpijskim Tomaszem Majewskim. Nadal mocne mamy biegi średnie, bo wciąż biega para Adam Kszczot (trzeci czas w tym roku na 800 m) i Marcin Lewandowski (nr 5 na liście światowej), oraz skoki – z mieszkanką Sopotu Anną Rogowską w skoku o tyczce na czele (wygrać u siebie – to głośno wypowiedziane marzenie pani Ani, srebro i brąz z hali już ma...), ale także z wyleczonym mistrzem świata z 2011 roku Pawłem Wojciechowskim.
Reprezentacja Polski jest najliczniejsza w kronikach (37 osób), takie prawo gospodarza, oczywiście są w niej także młodzi startujący z misją zdobycia doświadczenia, ale nie tylko. Nie trzeba szukać daleko – na listach światowych widać, że Kamila Lićwinko (znana wcześniej jako panna Stepaniuk) jest druga w skoku wzwyż, jej rekord kraju to już dumne 2 metry, tyle samo w sezonie skoczyły tylko Blanka Vlasić i Ruth Beitia, więcej o 1 cm jedynie Maria Kuczina.