Korespondencja ?z Sopotu
Pierwszy finał XV HMŚ i pierwszy niedosyt, bo Majewski miał brązowy medal w dłoni, już go prawie przymierzał, ale ostatnie pchnięcie Nowozelandczyka Tomasa Walsha zmieniło nastroje polskiego mistrza i widowni.
Konkurs kulomiotów, zwyczajowo rozgrywany na początku mistrzostw, był z tych, które nie nudziły do ostatniej próby. Wydawało się, że po dwóch seriach nastąpiło wyraźne oddzielenie mistrzów od czeladników, bo prowadził David Storl (21,79) przed Whitingiem (21,47) i Majewskim (20,92), a pozostali nie przesadzali z pościgiem, lecz to wrażenie szybko minęło.
Najpierw Georgi Iwanow poprawił rekord Bułgarii (21,02) i wyprzedził Polaka, potem nasz mistrz olimpijski posłał kulę, ku zachwytowi widzów, dwa centymetry dalej. Chwilę później Whiting przebił wyczyn Storla – 22,05 to był wynik, po którym nawet rywale bili brawo.
Kilka spalonych, kilka słabszych prób, ale spokój przy kole był jednak pozorny, bo oto w ostatniej próbie Walsh, względnie nowy człowiek w tym gronie, na początku pchający kulę gdzieś po siatkach, poza granicę rzutni, nagle odnalazł stabilność i właściwe kąty próby. Siedmiokilowy przedmiot pofrunął prosto jak trzeba, wreszcie daleko za białą linię oznaczającą 21 m. Dokładnie 21,26 – rekord Oceanii.