Są malkontenci, którzy powtarzają, że mistrzostwa Europy już nie mają takiego uroku jak dawniej. Ale trzeba przyznać, że jest w tym sporo racji. Odkąd w 1983 roku w Helsinkach odbyły się pierwsze mistrzostwa świata, rywalizacja o tytuł najlepszego lekkoatlety w Europie straciła swój blask. To już nie są drugie najważniejsze zawody po igrzyskach olimpijskich, na które kibice oczekiwali z wypiekami na twarzy.
Część sportowców i trenerów traktuje je jak kulę u nogi. Szczególnie w roku olimpijskim, gdyż zwykle odbywają się miesiąc przed igrzyskami. Ale zaczynające się we wtorek mistrzostwa Europy w Zurychu, mimo iż nie mają takiej rangi jak ponad 30 lat temu, są najważniejszą imprezą lekkoatletyczną w tym roku i pojawi się na nich większość najlepszych zawodników ze Starego Kontynentu.
Spokojna głowa
Większość z tych, którzy nie pojawią się w Szwajcarii, została wyeliminowana przez kontuzje. Polskich kibiców najbardziej może rozczarować nieobecność Anny Rogowskiej. Mistrzyni świata w skoku o tyczce z Berlina (2009) bardzo chciała wystartować, ale na przeszkodzie stanęły problemy z kolanem.
Mistrzostwa Europy, mimo że nie mają takiej rangi jak dawniej, są najważniejszą imprezą lekkoatletyczną w tym roku
Zabraknie w Zurychu halowego mistrza świata i Europy w biegu na 400 m Pavla Maslaka. Czech już w połowie lipca zakończył sezon, ponieważ zmaga się z urazem mięśnia uda. Złota medalistka olimpijska z Londynu w skoku wzwyż Rosjanka Anna Cziczerowa również zrezygnowała ze startu. W marcu nie brała udziału w halowych mistrzostwach świata w Sopocie. W maju startowała w mityngu Diamentowej Ligi w Eugene (wygrała z wynikiem 2,01 m), ale był to jej ostatni poważny występ w tym roku. Trenerzy Rosjanki nie chcą ujawniać, co dokładnie dolega zawodniczce. Mówią jedynie, że najpierw musi do końca się wykurować, a potem myśleć o startach.