Polska zakończyła mistrzostwa na szóstym miejscu w klasyfikacji medalowej. Każdy dzień przynosił kolejne miejsca na podium. W niedzielę warto było patrzeć przede wszystkim na męski maraton, i to od początku do końca. Od początku dlatego, że mniej więcej od siódmego kilometra samotnym bohaterem rywalizacji był Marcin Chabowski.
Zaatakował bardzo śmiało. Kilometr po kilometrze odrywał się od reszty biegaczy, na pierwszym podbiegu (powtarzany cztery razy, zniechęcił do rywalizacji kilkunastu maratończyków) miał kilka sekund przewagi, ale po godzinie wyprzedzał peleton już o ponad minutę. Wydawało się, że szansa na jego zwycięstwo zaczyna rosnąć.
Ale doświadczeni biegacze wiedzą, że rzetelny sprawdzian możliwości przychodzi po 30. kilometrze i dopiero wtedy widać naprawdę mocnych. Kryzys dopadł Chabowskiego, biegnącego maraton czwarty raz w karierze, właśnie wtedy. Międzynarodowa grupa pościgowa z Yaredem Shegumo w składzie szybko zaczęła zmniejszać dystans do lidera, kamery pokazały zmęczoną twarz Polaka.
Przyszły mistrz Włoch Daniele Meucci wybrał dobry moment na kontrę, jeszcze przed 35 km dogonił i łatwo wyprzedził Chabowskiego. Pozostali chwilę czekali, ale wkrótce się okazało, że silny czuje się także Shegumo. Polski Etiopczyk wzmocnił tempo na tyle, by nie biec po srebrny medal z Hiszpanem Javierem Guerrą i innymi. Gdy mijał kolegę z reprezentacji, Chabowski właśnie stanął, pogodził się z faktem, że jego brawura tym razem nie zostanie nagrodzona.
Do mety nie dobiegł także teoretycznie najsilniejszy z Polaków Henryk Szost. Jego tłumaczyć może kontuzja łydki. Wobec braku trzeciego do klasyfikacji (drugi, Błażej Brzeziński zajął 43. miejsce), Polacy nie liczyli się w klasyfikacji drużynowej.