Memoriał Kamili Skolimowskiej już w sobotę (bieg Bolta na 100 m o godz. 19), na Stadionie Narodowym przygotowania idą pełną parą. Błękitna bieżnia już niemal ułożona, siatka dla młociarek i młociarzy też już stoi, tylko skoczni wzwyż i w dal jeszcze nie widać, ale z nimi chyba wielkiego kłopotu nie będzie.
Spotkać się z legendą jamajskiego i światowego sportu było zaskakująco łatwo. Ochroniarz przy bramie na słowa „Usain Bolt..." natychmiast wskazał kierunek garażowania, prosto i w lewo, poziom -3. Na tym poziomie inny pan w odblaskowej kurtce pokierował dalej: – Łatwo znaleźć, czerwony dywan przed drzwiami do windy.
Czerwonego dywanu na betonie jednak nie było. Usain Bolt przyjechał wielkim czarnym volvo, ale windę do Biznes Klubu zlekceważył. Poszedł ze świtą schodami.
Świta – dużo powiedziane. Obok głównego bohatera tylko jego kumpel z bieżni w Kingston, za nimi menedżer, a nawet dwóch, jak kto zna dokładnie ten światek, do tego Marcin Rosengarten, dyrektor LOTTO 5. Warszawskiego Memoriału Kamili Skolimowskiej, w roli tłumacza i przewodnika po betonowych zakamarkach Stadionu Narodowego. Żadnych kordonów ochronnych, zasieków i policji.
Złoto na szyi
Wygląd mistrza sprintu standardowy – ciemna koszulka z napisem „Puma Running", dyskretna odrobina złota na szyi, czarne spodnie, niebieskie trampki z napisem „Ibiza". Kumpel z bieżni w takich samych.