Tym razem Polak grał najkrócej ze wszystkich ośmiu spotkań w nowej drużynie - 11.15 minut: w drugim meczu z rzędu nie zdobył dla Suns punktów, pudłując dwa rzuty, miał 5 zbiórek (jedną w ataku), dwie asysty, dwa bloki, stratę i popełnił jeden faul.
Trener Phoenix Alvin Gentry do gry z najsłabszym zespołem Konferencji Wschodniej, który w Phoenix walczył o przerwanie serii dziewięciu kolejnych porażek, wystawił piątkę z Grantem Hillem, Steve’em Nashem, Vince’em Carterem, Channingiem Fryem i Robinem Lopezem w roli środkowego. Wybór tego ostatniego okazał się właściwy. Absolwent uniwersytety Stanford rozegrał jedno z lepszych spotkań w ostatnim okresie. Był skuteczniejszy od Gortata, który walczy o zajęcie jego miejsca w wyjściowym składzie Suns. Lopez zdobył 15 punktów (7/10 za dwa), miał 6 zbiórek i 3 bloki - grał 28.35 minut.
Cavaliers byli w tym meczu poważnie osłabieni - wystąpili bez trzech kontuzjowanych podstawowych zawodników: Daniela Gibsona, Anthony’ego Parkera i brazylijskiego środkowego Andersona Varejao, który nie zagra już do końca sezonu. Nie zagrali także Leon Powe i Joey Graham. W zespole gospodarzy po czterech minutach gry kontuzji kolana doznał Grant Hill i już do końca spotkanie nie pojawił się na parkiecie.
Mimo różnic w potencjale kadrowym spotkanie od początku było wyrównane. W pierwszej połowie prowadzili goście, w drugiej częściej wynik był korzystny dla gospodarzy, ale nigdy róźnica nie przekraczała 10 punktów.
Gortat wszedł na boisko od początku drugiej kwarty, jako czwarty zawodnik z ławki Suns i w tym fragmencie grał 5.03 min. Miał cztery zbiórki, zablokował rzut Samardo Samuelsa, dwukrotnie próbował zdobyć punkty, ale najpierw nie trafił z otwartej pozycji z półdystansu, a potem spudłował spod samej obręczy, gdy otrzymał piłkę od Mickaela Pietrusa.