Korespondencja z Gdyni
Złote medale zdobyte zostały w wielkim trudzie, po siedmiu ciężkich meczach z Turowem Zgorzelec. Nawet w tym ostatnim (76:71) w wypełnionej pięcioma tysiącami widzów własnej hali była niepewność do samego końca, chociaż po pierwszych kilkunastu minutach wydawało się, że tym razem koszykarzom z Gdyni będzie łatwiej.
Prokom zaczął od mocnego uderzenia. Jego gracze trafili cztery z pięciu pierwszych rzutów z dystansu i po pierwszej kwarcie prowadzili 24:8. W połowie drugiej po udanych akcjach rozgrywającego najlepszy mecz w finale Courtneya Eldridge'a przewaga gospodarzy wzrosła do 20 punktów (34:14), ale od tego momentu zaczęły się kłopoty. Rywale zacieśnili obronę i rozpoczęli pogoń.
W drugiej kwarcie gracze Asseco trafili tylko dwa rzuty z gry, a Turów odzyskał skuteczność z dystansu (trzy celne za trzy). Po zmianie stron goście zdobyli siedem punktów z rzędu i zmniejszyli straty do czterech punktów (39:35 w 24. minucie). Gdy w połowie ostatniej kwarty, po trzypunktowych rzutach Filipa Widenowa (wszystkie swoje 8 punktów zdobył w czwartej kwarcie) i Ewinga, przewaga Asseco wzrosła do 62:48, wydawało się, że to koniec emocji.
Nie w przypadku Turowa, który nigdy się nie poddaje. Kilka strat Prokomu przy wyprowadzaniu piłki, kilka szybkich punktów zdobytych przez Daniela Kickerta, Konrada Wysockiego oraz Davida Jacksona i mecz przybrał dramatyczny obrót. Na 71 sekund przed końcem było już tylko 71:68 i Jackson rzucał z dystansu na remis. Nie trafił, a piłkę zebrał Ratko Varda, który w końcówce bardzo pomógł drużynie. Wynik z wolnych podwyższył Widenow i rywale do końca spotkania nie zbliżyli się na mniej niż trzy punkty.