W piątkowych półfinałach Rosja wygrała z Czechami aż 85:53, pokazując, że aktualny wicemistrz Europy jest wyraźnie lepszy od wicemistrza świata. Turcja sprawiła największą sensację mistrzostw, pokonując po dogrywce 68:62 Francuzki, złote medalistki sprzed dwóch lat z Rygi.
Rosjanki przystępowały do meczu w lepszej sytuacji pod względem psychologicznym. Z sześciu dotychczasowych spotkań z Czechami wygrały pięć, ostatnie kilka dni temu w Bydgoszczy 69:55. Przegrały tylko w finale mistrzostw Europy w 2005 roku.
Wicemistrzynie Europy miały przewagę od pierwszych minut. Grały twardo w obronie, zespołowo w ataku, miały wysoką skuteczność rzutów za dwa punkty – 59 procent w całym spotkaniu i przewagę w każdym elemencie gry. Trafiły dziewięć razy zza linii 6,75 m, przy zaledwie czterech takich rzutach Czeszek. Wicemistrzynie świata, grające w tym turnieju bez swej liderki Hany Horakovej, najlepszej zawodniczki Europy w minionym sezonie, popełniły aż 18 strat, przy zaledwie siedmiu Rosjanek.
Turczynki to prawdziwa rewelacja turnieju. Grę w drugiej fazie zapewniły sobie z trudem (z trzech spotkań wygrały tylko raz – ze Słowacją), udział w ćwierćfinałach wywalczyły rzutem na taśmę, pokonując faworyzowaną Białoruś, w ćwierćfinale ograły niepokonaną w turnieju Czarnogórę i po raz pierwszy w historii awansowały do najlepszej czwórki w Europie. Do tej pory z Francją grały tylko raz – przed dwoma laty na Łotwie w pierwszej fazie meczów grupowych przegrały 43:55.
Teraz niemal przez cały mecz kontrolowały spotkanie, wychodząc na prowadzenie w połowie pierwszej kwarty i oddając je na krótko w samej końcówce czwartej. Były bliżej zwycięstwa w regulaminowym czasie gry, ale przy remisie 60:60 na 7 sekund przed końcem ich rozgrywająca Birsel Vardarli nie trafiła dwóch wolnych. W dogrywce to mniej utytułowane i doświadczone zawodniczki trenera Ceyhyna Yildizoglu były skuteczniejsze od francuskich gwiazd. W całym meczu popełniły tylko dziewięć strat przy 15 złych podaniach rywalek.