Polak, grający wciąż ze złamanym kciukiem prawej ręki, przebywał na parkiecie 18 minut, trafił jeden z sześciu rzutów z gry i obydwa wolne, zebrał trzy piłki w ataku i pięć w obronie, miał blok i stratę. Tego meczu nie może jednak zaliczyć do udanych, przede wszystkim ze względu na słabą skuteczność z gry i małą aktywność w ataku. O drugiej porażce Suns w drugim meczu NBA na własnym parkiecie (tak słaby początek sezonu mieli ostatnio w 1996 roku) przesądził fatalny dla gospodarzy początek trzeciej kwarty, w którym przez ponad sześć minut nie potrafili zdobyć punktu, podczas gry rywale uzyskali ich 19. Zrobiło się 67:34 dla Philadelphii, a wkrótce nawet 70:34 i mecz dla drużyny z Arizony był już przegrany. Rezerwowi gracze Suns zdołali tylko zmniejszyć w ostatnich minutach rozmiary porażki.
Wyjściowa piątka Suns była taka sama jak w przegranym 84:85 inauguracyjnym spotkaniu w New Orleans Hornets, ale grała z o wiele gorszą skutecznością, trafiając tylko 7 z 35 rzutów z gry. Gortat wyszedł w niej obok Steve'a Nasha, Jareda Dudleya, Granta Hilla i Channinga Fryea. Tak jak w poniedziałek, wygrał na początek rzut sędziowski, tym razem ze Spencerem Hawesem, który w pierwszym meczu Sixers, przegranym na wyjeździe z Portland Trail Blazers 103:107, był bliski uzyskania tzw. triple double - zdobył 10 pkt, miał 14 zbiórek i 9 asyst.
Tym razem jednak Polak nie wprowadził się dobrze do meczu. Obrona rywali uniemożliwiała jego dwójkowe akcje z Nashem. Gortat próbował rzucać z półdystansu, ale nie trafił pięciu pierwszych prób, w tym jednej spod samego kosza. Faulowany, wykorzystał za to obydwa wolne. Zablokował też gwiazdora rywali Eltona Branda, ale także sam w ten sam sposób został powstrzymany przez Hawesa, miał też stratę, próbując kozłować pod koszem Sixers.
Pierwsze i ostatnie punkty z gry zdobył niedługo przed przerwą, trafiając spod samego kosza po podaniu Dudleya. Po dwóch kwartach Suns przegrywali 34:48 i było to efektem ich fatalnej dyspozycji w ataku (nie trafili żadnego z pięciu rzutów za trzy punkty, rywale cztery z ośmiu) i kiepskiej w tym meczu formy podstawowego rozgrywającego Nasha, który zdobył tylko cztery punkty (2/11 z gry), miał zaledwie jedną asystę i aż sześć strat. To było jedno z najgorszych spotkań Kanadyjczyka w barwach Phoenix. Zastępujący go rezerwowy rozgrywający Ronnie Price był z kolei najlepszym strzelcem zespołu - zdobył 16 punktów.
Marcin Gorat do przerwy uzyskał 4 punkty, miał 4 zbiórki, blok i stratę. Po zmianie stron powiększył ten dorobek o cztery zbiórki, ale był na parkiecie właśnie w okresie największej niemocy zespołu w ataku. Zszedł po czterech minutach trzeciej kwarty i już nie wrócił do gry. Zastępujący go na pozycji środkowego Robin Lopez zagrał lepiej: w 20 minut zdobył 7 punktów (3/4 z gry), miał 6 zbiórek i 3 asysty.