Śmiano się z nich, że są za starzy i za wolni, że w starciu z gwiazdami z Florydy nie mają czego szukać, że nie wytrzymają trudów sezonu. A oni nie tylko dotrzymują im kroku, ale potrafią też odebrać rywalom ochotę do gry.
– Rok temu obiecałem Timowi (Duncanowi – przyp. t.w.), że zagramy jeszcze w finale. Chcemy zdobyć tytuł dla niego – zapowiadał Tony Parker. Duncan ma 37 lat i być może ostatnią szansę na kolejny mistrzowski pierścień. Piąty w kolekcji, wszystkie poprzednie wywalczył z San Antonio, wszystkie w latach nieparzystych (1999, 2003, 2005, 2007). Rok młodszy Manu Ginobili i 31-letni Parker byli przy trzech ostatnich.
Spurs finałowej rywalizacji jeszcze nigdy nie przegrali, pięć lat temu dali surową lekcję zespołowi Cleveland Cavaliers (4-0), w którym rodziła się gwiazda LeBrona Jamesa, dziś lidera Heat, po raz czwarty uznanego za najbardziej wartościowego zawodnika sezonu. Ale w ostatnim meczu w Teksasie znów bezradnego. Tak jak pozostali członkowie Wielkiej Trójki z Miami: Dwyane Wade i Chris Bosh.
San Antonio jeszcze nigdy nie przegrało finałowej rywalizacji
Heat mieli być maszyną nie do zatrzymania, w rundzie zasadniczej wygrali 27 spotkań z rzędu, zbliżając się do rekordu Los Angeles Lakers sprzed 40 lat (33 kolejne zwycięstwa). Ale w decydującej próbie znów zawodzą, w przeciwieństwie do Spurs, którzy takie wyzwania uwielbiają i wyglądają na coraz bardziej uskrzydlonych.