Korespondencja z Gliwic
Tydzień wcześniej nasi reprezentanci zwyciężyli z tym samym rywalem 85:76, prowadząc nawet 23 punktami. Ten mecz był inny. Brakowało skuteczności i dyscypliny z pierwszego spotkania, nie mogliśmy tak polegać na liderach, o lawinie celnych trójek też mowy nie było. Zobaczyliśmy jednak heroizm, determinację, zwycięski finisz oraz - przede wszystkim - zespołowość.
Aż dziesięciu Polaków punktowało, przy ledwie siedmiu Bośniakach (28:12). Gospodarze przeważali też we wszystkich elementach walki, jak zdobycze z kontry (16:5) czy z ponawiania ataków (19:10). To wielowymiarowe zaangażowanie było niezbędne w starciu, gdzie o sukcesie bądź porażce przesądzały detale. Duma bośniackiej ekipy, wywodzącej się z kraju gdzie koszykówka jest sportem narodowym, była urażona. Tamtejsi gracze nie kryli, jak zabolało ich pierwsze niepowodzenie. Mimo że już w Gliwicach odbywali dodatkowe treningi, nie wypracowali nowych pomysłów, choć niektóre elementy - zajmowanie pozycji w ataku, pomoc w obronie, przejście do kontry - poprawili.