[b][link=http://www.rp.pl/galeria/60513,1,360407.html]Zobacz galerię zdjęć[/link] [/b]
– Budujemy nawyki wygrywania. Nie będzie tak, że jak wygramy jakiś mecz, to inny odpuścimy – mówił przed turniejem Marcin Gortat. Po zwycięstwie nad Bułgarią 90:78 na inaugurację turnieju, we wtorek czekał jednak Polaków o wiele trudniejszy przeciwnik.
Litwa to brązowy medalista ostatnich ME w Hiszpanii i czwarty zespół igrzysk w Pekinie. W tym kraju koszykówka jest sportem narodowym. W sześciu dotychczasowych spotkaniach z Litwinami w meczach o punkty wygraliśmy tylko raz, przed trzynastu laty. Teraz przyszedł sukces po pasjonującym meczu, pełnym efektownych zagrań i twardych starć, do końca trzymającym w napięciu. Wygraliśmy to spotkanie szybkim atakiem i walką na tablicach.
Trener Muli Katzurin dokonał jednej zmiany w pierwszej piątce. Zamiast Łukasza Koszarka rozpoczął mecz Krzysztof Szubarga, który już zapomniał o urazie pleców. To oznaczało, że będziemy narzucać jeszcze szybsze tempo niż w meczu z Bułgarią, próbować zdobywać punkty przede wszystkim z kontrataków. To jedyna słuszna taktyka na Litwinów, którzy w spotkaniu z Turcją pokazali, że w ataku pozycyjnym trudno sforsować ich obronę.
Zaczęło się wspaniale. Już po 100 sekundach trener Litwinów Ramunas Butautas musiał wziąć czas, bo Polacy prowadzili 7:0 po dwóch akcjach Macieja Lampego i kontrze wykończonej przez Michała Ignerskiego. Narada w obozie rywali na nic się zdała, bo Polacy jeszcze powiększyli przewagę. W 7. minucie było 20:9, ale od tego momentu rywale znaleźli ratunek w rzutach z dystansu. Odrobili straty, gdyż Polacy mieli mniej okazji do swoich firmowych akcji - szybkich kontr. W 10. minucie Litwini wyszli na jedyne, jak się potem okazało, prowadzenie 23:22, ale zaraz je stracili po trzypunktowym rzucie Szubargi, motoru napędowego polskiego zespołu (12 pkt, 4 zbiórki, 8 asyst).