Trenerzy Bułgarii i Litwy Pini Gershon i Ramunas Butautas, który zdążyli już przegrać we Wrocławiu i z Polską, i z Turcją, przed meczem lepsze referencje wystawiali Polakom. – Wy biegacie, oni chodzą – mówił Gershon. – Polska jest jedną z czołowych drużyn w tym turnieju, wygracie z Turcją – twierdził Butautas.
Sęk w tym, że rywale nie pozwolili Polakom biegać. W spotkaniu zespołów, które w dwóch zwycięskich meczach zdobyły najwięcej punktów w całym turnieju (Turcja – 178, Polska – 176) tylko nasi rywale wypełnili normę w ataku.
Reprezentacja Polski pierwszy raz znalazła się w sytuacji, kiedy nie prowadziła od początku, tylko musiała odrabiać stratę. Tuż przed przerwą wynosiła ona już 17 punktów (28: 45). Turcy, odpowiednio nastawieni przez utytułowanego czarnogórskiego trenera z włoskim paszportem Bogdana Tanjevicia, od początku spotkania wytrącili Polakom ich najsilniejszą broń – kontrataki. Polska zdobyła w ten sposób tylko cztery punkty, a to przecież nasza najsilniejsza broń.
Turcy opanowali też strefę podkoszową. Zbiórki wygrali 39: 26. Ich środkowy Omer Asik zdobył 22 punkty, łatwo ogrywając Marcina Gortata. Zawodnicy Tanjevicia zwalniali grę i po rozegraniach piłki w ataku pozycyjnym trafiali z półdystansu lub za trzy punkty. Umieli też wyłączyć z gry naszego asa Davida Logana. – Moim zadaniem było powstrzymanie Logana, włożyłem w to całą energię – mówił po meczu pilnujący naturalizowanego Polaka Omer Onan. Założeniem było zatrzymanie go na na około 10 punktach – rzucił sześć. W pierwszej połowie mało grał czołowy strzelec Maciej Lampe, gdyż szybko popełnił dwa faule. Sam Gortat w ataku (11 pkt do przerwy) to było za mało.
Po przerwie wrócił na parkiet Lampe i zaczęła się szaleńcza pogoń. Skrzydłowy Maccabi Tel Awiw w pierwszych pięciu minutach trzeciej kwarty zdobył 11 z 16 punktów zespołu. Przewaga Turków zmalała do 50: 56.