Dawno zespół debiutujący na najwyższym szczeblu rozgrywek nie miał tak imponującego startu. Zastal, wracający do ekstraklasy po dziewięciu latach przerwy, zbiera zasłużone pochwały. Drużyna trenera Tomasza Herkta jest dobrze przygotowana do sezonu, imponuje zwłaszcza grą po przerwie. Mistrzowskie są w jego wykonaniu trzecie kwarty na własnym parkiecie. W trzech dotychczasowych meczach Zastal nie pozwalał rywalom zdobyć w nich więcej niż dziesięć punktów, a sam budował przewagę, która potem zapewniała zwycięstwa (z Asseco Prokomem Gdynia 27:8, z Siarką Tarnobrzeg 22:7, z Treflem Sopot 27:8).
Zastal ma składzie solidnych amerykańskich graczy na pozycjach środkowego (Chris Burgess - 19 pkt, 14 zbiórek przeciwko Treflowi) i rozgrywającego (Walter Hodge - dwukrotny mistrz ligi NCAA z zespołem Florida Gators, obok m.in. z Joakima Noaha z Chicago Bulls i Aa Horfordaz Atlanta Hawks), utalentowanych polskich zawodników (Tomasz Kęsicki, Jakub Dłoniak, Marcin Flieger, Grzeorz Kukiełka), a w sztabie trenerskim obok zasłużonego szczególnie dla żeńskiej koszykówki Herkta, drugiego Tomasza - Jankowskiego, byłego znakomitego reprezentanta kraju i zawodnika czołowych polskich klubów.
Zespół rozgrywa mecze w niedawno oddanej do użytku nowoczesnej hali przy pełnych trybunach. Sobotni bardzo emocjonujący mecz z Treflem oglądał komplet 4950 widzów, co na polskie warunki jest zjawiskiem wręcz niespotykanym. Nic tylko chwalić i z niecierpliwością oczekiwać meczu na szczycie, w którym Zastal już w sobotę zmierzy się w Słupsku z Czarnymi o miano niepokonanego.
W tej beczce miodu znalazła się jednak i łyżka dziegciu. Już po meczu w Zielonej Górze doszło do nieprzyjemnego incydentu. Pod halą do autokaru koszykarzy gości wtargnęła grupa pijanych osób, która zaczęła szarpać przedstawicieli sopockiego zespołu. „To byli chyba sympatycy żużla, bo wznosili okrzyki "Falubaz". Do naszego autokaru, z zapalonymi papierosami i butelkami, weszło około 15 osób, a druga, równie liczna grupa, została przed pojazdem. Najpierw ktoś wyrwał mikrofon, a następnie nasz trener był szarpany i klepany po twarzy. Niestety, nie mogliśmy liczyć na żadną pomoc, bo w pobliżu nie było żadnych służb porządkowych ani policji" - relacjonował PAP trener odnowy biologicznej Trefla Sopot Aleksander Walda.
Do poważniejszych rękoczynów na szczęście nie doszło. "Kiedy stanąłem w obronie trenera Muiznieksa, natychmiast usłyszałem stek wyzwisk i gróźb pod swoim adresem. Byliśmy ewidentnie prowokowani i zaczepiani, ale zachowaliśmy zimną krew. Wystarczyła iskra, a doszłoby do jatki. W autokarze siedzieli już nasi koszykarze, ale kibice, wyposażeni w butelki, również do ułomków nie należeli. Skutki bójki w zamkniętym pomieszczeniu byłyby opłakane" - dodał Walda. „O całej sytuacji powiadomiliśmy już władze Polskiej Ligi Koszykówki. Chcemy, aby winni tego zaniedbania, czyli pozostawienia naszego autokaru bez ochrony, zostali ukarani, bo kolejny podobny incydent może zakończyć się tragicznie" - zapowiedział wiceprezes TreflaMarcin Kicior.