Szóste zwycięstwo z rzędu obrońców tytułu, potwierdza, że mimo niepowodzeń w rozgrywkach międzynarodowych, na krajowym podwórku trudno ich będzie pokonać. Dla Anwilu to piąta kolejna porażka, chociaż w drugiej połowie spotkania zespół trener Emira Mutapcicia pokazał, że gra coraz lepiej i jest o krok od przerwania czarnej serii.
Początek roku to czas prezentacji klubowych kalendarzy. Ciekawe, że bohaterkami tego wydanego przez Asseco Prokom są cheerlaederki zespołu, a nie koszykarze, którzy pojawiają się na stronach sporadycznie i w głębokim tle. Jakby władze klubu wyszły z założenia, że w tym roku nie mają w drużynie gwiazdorów do pokazania. Trener Tomas Pacesas otwarcie mówi, że skoro zespołowi brakuje talentu w ataku, musi wygrywać obroną.
W sobotnim meczu dwaj jego koszykarze Daniel Ewing i Filip Widenow zgłosili zastrzeżenia co do kompozycji kalendarza. Obydwaj ustanowili swoje strzeleckie rekordy sezonu.
Ewing zdobył 29 punktów, a w trzeciej kwarcie, w której rywale zaczęli odrabiać 15-punktową stratę, praktycznie sam utrzymał zespół na prowadzeniu: zdobył 17 z 19 punktów Prokomu. Pozostałe dwa na sam koniec kwarty uzyskał Mike Wilks.
Widenow z kolei pomógł drużynie w najtrudniejszym momencie, gdy po trzech kolejnych rzutach za trzy punkty Dardana Berishy, Anwil objął prowadzenie 66:65 na 6.42. min. przed końcem spotkania. Bułgarski snajper odpowiedział wtedy serią ośmiu kolejnych punktów, a rywale już nie potrafili zmniejszyć tej straty.