Tym samym zespół Marcina Gortata zrewanżował się Knicks i swojemu byłemu trenerowi Mike’owi d’Antoniemu za niedawną upokarzającą porażkę na własnym parkiecie różnicą aż 25 punktów (96:121). Dla zespołu z Nowego Jorku była to trzecia przegrana z rzędu.
Marcin Gortat grał 19.14 minut zdobył 6 punktów (3/7 z gry), miał 7 zbiórki (dwie w ataku), 2 asysty, przechwyt i popełnił trzy faule. Bohaterem spotkania w Madison Square Garden był tym razem Vince Carter, który zdobył dla gości 29 punktów. Najważniejsze były te z rzutów wolnych na początku drugiej kwarty, w których koszykarz Suns przekroczył 20 tysięcy punktów w NBA. Daje mu to ósme miejsce wśród aktywnych graczy ligi, a 37. na liście najlepszych strzelców w historii rozgrywek.
W zespole gości, tak jak w dwóch poprzednich wygranych spotkaniach, wyróżnił się także Steve Nash, który był bliski tzw. triple-double: zdobył 15 punktów, miał 11 asyst i 8 zbiórek. Kanadyjski rozgrywający zdobywał punkty w decydującym momentach czwartej kwarty, trafiając ważny rzut za trzy punkty przy remisie 106:106 na 4.45 min. przed końcem spotkania. Nie mylił się też z rzutów wolnych.
Duży udział w zwycięstwie miał także trzeci z weteranów zespołu gości - Grant Hill, który zdobył 25 punktów.
Aż 41 punktów dla Knicks zdobył w tym meczu Amare Stoudemire, jeszcze w poprzednim sezonie zawodnik Phoenix, ale jego wysiłki na nic się zdały przy słabszej postawie kolegów z zespołu i znakomitej grze drużyny gości. Marcin Gortat wszedł na boisko w połowie pierwszej kwarty, jako pierwszy z ławki Suns, zmieniając na pozycji środkowego Robina Lopeza, który popełnił drugi faul. Polak grał non stop do połowy drugiej kwarty.