Drugą połowę sezonu zasadniczego Suns rozpoczęli od porażki w dramatycznych okolicznościach, która przerwała ich najdłuższą w sezonie serię pięciu zwycięstw. Mają teraz 20 wygranych i 22 porażki. A do wyrównania bilansu było tak blisko.
?W sylwestrowy wieczór zespół Phoenix wygrał u siebie z Detroit 92:75. Teraz też mecz także stał pod znakiem defensywy. Drużyna trenera Alvina Gentry’ego znów pozwoliła rywalom zdobyć tylko 75 punktów, ale sama uzyskała o jeden mniej. Nic nie zapowiadało takiego obrotu sprawy. Po trzech kwartach goście prowadzili 61:47, ale końcówce czwartej zagrali fatalnie w ataku.
?Marcin Gortat grał 33,24 minuty, zdobył 11 punktów (5/7 z gry, 1/1 z wolnych), miał 13 zbiórek (3 w ataku), blok, stratę i faul.
Dziesiąty raz w karierze (licząc play-off w NBA), a po raz pierwszy w trzech kolejnych spotkaniach uzyskał tzw. double-double, czyli dwucyfrowe zdobycze w dwóch elementach gry. Jego satysfakcję psuje jednak porażka zespołu i fakt, że gdy przebywał na parkiecie, Suns przegrali ten fragment różnicą 9 punktów, co jest najniższym wskaźnikiem w zespole.?
Wobec przegranej trudno kogokolwiek wyróżnić w drużynie Phoenix. Bohater ostatnich spotkań Steve Nash był najlepszym strzelcem zespołu (14 pkt), ale miał mniej niż zwykle (tylko 9) asyst i aż 5 strat, w tym dwie w kluczowych momentach ostatniej kwarty, gdy rywale odrabiali straty. Skrzydłowy Channing Frye, który w poprzednim wygranym meczu w Waszyngtonie zdobył 25 punktów, trafiając m.in. 7 z 11 rzutów za trzy punkty, teraz miał z dystansu skuteczność 2/10. Gortat był trzecim strzelcem (po Nashu i rezerwowym Jaredzie Dudleyu - 13 pkt) i najlepiej zbierającym na boisku.