Obrońcy tytułu w przekonywujący sposób odzyskali przewagę własnego parkietu. Czwartkowy mecz był wyrównany tylko do połowy trzeciej kwarty. Potem skoncentrowany od początku, aktywniejszy w ataku i lepiej zbierający zespół Asseco Prokomu dominował na parkiecie. W zwycięskim zespole o niebo lepiej od swojego ostatniego występu zagrał środkowy Ratko Varda (18 pkt, 9 zb.). Liderem w drużynie gospodarzy znów był Torey Thomas, który jednak w drugiej połowie zdobył zaledwie dwa ze swoich 21 punktów.
Od początku spotkania lepsze wrażenie sprawiali koszykarze Asseco Prokomu: skoncentrowani, dokładni i zdecydowanie aktywniejsi w ataku, przez co wymuszali częste przewinienia rywali, po których wykonywali rzuty wolne. W całym meczu na 28 takich prób trafili 23 – Turów odpowiednio 18 i 9. Drużyna Tomasa Pacesasa zdominowała też walkę na tablicach, co w tej serii jest czynnikiem decydującym o zwycięstwie. Zebrała aż 37 piłek pod obydwoma koszami (9 w ataku) wobec tylko 16 ekipy gospodarzy.
Prokom w pierwszej kwarcie prowadził już 17:8, ale gospodarze, głównie dzięki trzypunktowym rzutom Toreya Thomasa, Daniela Kickerta i Michaela Kublera, zmniejszali straty, a w 38. minucie wyszli nawet na dwupunktowe prowadzenie (37:35). Do przerwy mieli znakomitą skuteczność z dystansu (8/13), ale nie byli w stanie jej utrzymać do końca spotkania. Jeszcze przed zejściem do szatni goście odzyskali prowadzenie, zdobywając siedem punktów z rzędu.
Wyrównana walka trwała jeszcze przez połowę trzeciej kwarty. Po rzucie Kueblera za trzy w 23. minucie było tylko 47:44 dla Asseco i teraz nastąpił decydujący moment spotkania. Żadna z drużyn przez ponad dwie minuty nie potrafiła zdobyć punktu, z tym że przez większość tego czasu piłka ciągle pozostawała w posiadaniu Prokomu, który nie trafiał w kolejnych akcjach, ale zbierał piłki w ataku i ponawiał je kilkakrotnie.
W pewnym momencie, po odgwizdaniu przez sędziów faulu zawodnika gospodarzy na parkiet z trybun poleciała butelka z płynem. Trener Turowa Jacek Winnicki wziął czas, ale jego rady nie pomogły drużynie. Koszykarze jeszcze przez długą chwilę czekali na doprowadzenie parkietu do użytku, sami pomagając w jego osuszaniu. Nadprogramowa przerwa bardziej wybiła z rytmu drużynę gospodarzy niż graczy Prokomu, którzy od tego momentu zaczęli systematycznie powiększać przewagę. Po rzutach Daniela Ewinga, Krzysztofa Szubargi, Vardy oraz wolnych Ronniego Burrella trzecią kwartę zakończyli przy prowadzeniu 62:50.