W czwartkowy wieczór w Dallas koszykarze obydwu zespołów stworzyli kolejny porywający spektakl. W dotychczasowych czterech meczach królowała obrona. Tym razem obydwa zespoły po raz pierwszy w tegorocznym finale przekroczyli 100 punktów. Wygrana Dallas też jest najwyższą w tej bardzo wyrównanej serii, jedną z najbardziej zaciętych w historii finałów NBA.
O zwycięstwie gospodarzy przesądziła niesamowita końcówka - ostatnie 4.23 minuty spotkania wygrali 17:4. Wcześniej prowadzili przez większość meczu, na początku czwartej kwarty 88:81, w połowie 95:90, ale nagły zryw rywali, prowadzonych przez Dwyane’a Wade’a (tym razem grał krócej niż zwykle z powodu urazu biodra odniesionego na początku spotkania) pozwolił im odrobić straty i uzyskać korzystny dla siebie wynik 99:95 na 4.37 min. przed końcem spotkania.
Koszykarze Miami kolejny raz pokazali, że są mistrzami pogoni. Rozpoczął celnymi rzutami wolnymi niezawodny Dirk Nowitzki, wyrównał na 100:100 trzypunktowym rzutem Jason Terry, rozgrywający najlepszy mecz w finale. Potem swoje ostatnie w meczu punkty zdobył wsadem Nowitzki, na dobre przywracając drużynie prowadzenie (102:100), a dzieła dokończyli rzutami za trzy i z wolnych Jason Kidd i Terry.
Tym graczom, weteranom zespołu Mavericks, jak nikomu innemu w tym finale zależy na zdobyciu mistrzostwa. Nowitzki i Terry jedyni w zespole pamiętają przegraną 2-4 z Miami w finale sprzed pięciu lat. 38-letni Kidd dwukrotnie grał o tytuł w barwach New Jersey Nets i dwukrotnie przegrywał. Tegoroczny finał to dla nich ostatnia szansa.
Weterani mieli w czwartek wsparcie praktycznie każdego gracza Mavericks, a szczególne najniższego na parkiecie portorykańskiego rozgrywającego Jose Juana Barei, który - jak Terry - rozegrał swój najlepszy mecz w finale. Zdobywał punkty z firmowych wejść pod kosz, asystował przy punktach kolegów, a przed wszystkim trafiał z dystansu (4 celne na 5 prób), stojąc nawet metr od linii rzutów za trzy punkty. Był nie do zatrzymania dla starających się go pilnować Mario Chalmersa i Eddiego House’a.