Trudno o jeszcze bardziej emocjonujący początek sezonu. Tak mogłyby się kończyć nawet mecze finałowe. O tym, kto zdobędzie doroczne trofeum, decydowały ostatnie sekundy spotkania. Wydawało się, że broniący Superpucharu Asseco Prokom wykaraskał się z kłopotów, gdy na niespełna cztery sekundy przed końcem litewski środkowy Donatas Motiejunas trzypunktowym rzutem doprowadził do remisu 78:78. Mistrzowie Polski odrobili w tym momencie dziesięciopunktową stratę (55:65 z 35. minuty) i mogli liczyć na dogrywkę.
Trener Polpharmy Zoran Sretenović wziął czas i jego zespół na 3,9 sekundy przed końcem rozpoczynał ostatnią akcję z połowy boiska. Piłka trafiła do słabo spisującego się w tym spotkanie Tony’ego Weedena, a ten - nie wiedzieć czemu - został natychmiast sfaulowany przez Alonzo Gee.
Co miał na celu najlepszy - obok Przemysława Zamojskiego - zawodnik Asseco i najlepszy - obok Michaela Hicksa z Polpharmy - strzelec spotkania? Nie wiadomo. Wszystko mówiło pełne wyrzutu spojrzenie, jakie skierował w jego stronę kolega z zespołu Adam Hrycaniuk.
Prokom już miał przekroczony limit fauli i niefrasobliwość zawodnika, który trafił do Prokomu z NBA, oznaczała porażkę. Weeden na 2,4 sekundy przed końcem stanął na linii rzutów wolnych, trafił pierwszy, drugi specjalnie spudłował, by rywale mieli jak najmniej czasu na odpowiedź. Rzeczywiście nie zdążyli.
W przekroju całego spotkania zwycięstwo Polpharmy było zasłużone. Trener Zoran Sretenović ma nową drużynę, ale po staremu już nauczył ją waleczności i zespołowości w obronie. Jego zawodnicy rozpoczęli mecz od celnych rzutów z dystansu Daniela Walla i Ivana Koljevicia i prowadzili niemal przez całe spotkanie, tylko na krótkie chwile oddając inicjatywę rywalom. 12 maja w półfinale ostatniego Pucharu Polski Polpharma wygrała z Gdyni z Asseco Prokomem 67:66. Teraz historia się powtórzyła.