Po przyjściu Nasha i Howarda nie będzie w Lakers zbyt wielu silnych osobowości? Nie powtórzy się wariant, kiedy byli tam Kobe Bryant i Shaquille O'Neal? Bryant już zapowiada: to jest moja drużyna, Howard zacznie dowodzić, kiedy ja odejdę.
Zgadza się, Howard o tym wie, że dopóki w Los Angeles jest Kobe, to nie może skakać w szatni zbyt wysoko. Bryant jest zawodnikiem, który dał tej drużynie pięć tytułów mistrzowskich. Każdy zdaje sobie sprawę, że to jest jego drużyna i to on będzie decydował o tym, co tam się dzieje. Dwight dorasta do bycia dowódcą, ale na pewno gra u boku Bryanta pomoże mu być jeszcze lepszym liderem w przyszłości.
Z Phoenix dla odmiany odszedł przywódca. Kto zamiast Nasha może być liderem w szatni i na parkiecie? Jest teraz szansa, że kimś takim stanie się pan?
Lider to zawodnik, który poprowadzi drużynę do zwycięstwa. Mamy takiego gracza jak Jermaine O'Neal, który jest w NBA już 16 lat, niejedno widział, słyszał i osiągnął. On będzie mówił najgłośniej i dowodził w szatni. Będę go wspierał z całych sił, ale żeby być liderem nie tylko na parkiecie, trzeba sobie zdobyć przychylność reszty zawodników. Powoli do tego dążę, ale to musi potrwać jakiś czas. To będzie dla mnie wielkie wyzwanie, żeby kiedyś stać się liderem tego zespołu i kapitanem.
Jermaine O'Neal to groźny rywal do gry w pierwszej piątce?
Sprawa jest jasna: Jermaine wie, że będzie moim zmiennikiem, ja z kolei zdaję sobie sprawę, że będę zaczynał mecze w pierwszej piątce. On ma mi pomóc, przekazać swoje doświadczenie, a ja postaram się od niego nauczyć jak najwięcej. Mam dla niego wielki szacunek za to, co osiągnął. Jeśli o mnie chodzi, to przede wszystkim cieszę się, że jestem w wyśmienitej formie fizycznej. Przed sezonem zmienił nam się mocno skład, ale rozumiemy się z kolegami coraz lepiej. Sparingi nie dają pełnego obrazu i dopiero po 20-30 meczach sezonu oceny będą miarodajne.